Ks. Józef Kara, który w tym roku przygotował dla nas kazania pasyjne, zgodził się na ich publikację na stronie.

Niech to będzie okazja do pogłębienia naszego życia duchowego, zwłaszcza w związku z zaistniałą sytuacją w naszej parafii, ojczyźnie i świecie.

 

I KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

Drodzy Czciciele

Umęczonego Zbawiciela Świata

i Odkupiciela Człowieka!

 

PREHISTORIA

Człowiek w zamyśle Boga Stwórcy miał stanowić jedność z cały stworzeniem i żyć w przyjaźni ze swoim Stwórcą. Tak też było do momentu, gdy człowiek został zwiedziony przez Nieprzyjaciela Boga i człowieka – przez Szatana, który przybrał postać węża. Szatan podstępnie – posługując się kłamstwem – nakłonczłowieka do złamania Bożego prawa ustanowionego dla człowieka. Za swoje nieposłuszeństwo, za swoją niewierność względem Boga człowiek został dotkliwie ukarany: utracił wszelkie obietnice i nadane mu przez Boga przywileje. Nieposłuszeństwo człowieka miało także negatywny wpływ na całe stworzenie, gdyż zachwiana została przez niego Boża harmonia stworzenia.

O tym wszystkim opowiada autor natchniony w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju przekazując nam w nich dzieje stworzenia świata, historię pierwszych rodziców i relację o grzechu pierworodnym. Opowieść tę wszyscy znamy bardzo dobrze, niemal na pamięć, dlatego sądzę, że nie ma potrzeby aby przytaczać ją tu w szczegółach.

Bóg jednak nie przestał kochać człowieka oraz wszystkich stworzonych przez siebie dzieł. Przygotował więc plan zbawienia celem odkupienia człowieka i przywrócenia harmonii stworzenia. Pierwszorzędną rolę w tym planie miała odegrać tajemnicza Niewiasta i Jej potomstwo. Pan Bóg bowiem rzekł do Szatana:

Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej: Ono ugodzi cię w głowę, a ty ugodzisz Je w piętę (Rdz 3, 15).

Tekst ten wprost mówi jedynie o ustanowionej przez Boga wrogości pomiędzy Szatanem i Niewiastą, pomiędzy jego zwolennikami a potomstwem Niewiasty. Z perspektywy Nowego Testamentu ma on jednak dwojaki sens:

1/ Autorzy apokryfów i Ojcowie Kościoła nazwali ową zapowiedź Protoewangelią czyli Pierwszą Dobrą Nowinę, gdyż ich zdaniem g zapowiedział w tych słowach pojawienie się na ziemi Maryi (czyli Niewiasty) oraz Jezusa Chrystusa (czyli potomstwa Niewiasty).

2/ Ta Protoewangelia w ich ocenie ma jednak także drugą perspektywę i zapowiada pojawienie się na ziemi Kościoła, który także jest Matką (a więc Niewiastą) oraz Jej potomstwa (czyli wszystkich tych, którzy narodzą się w Kościele z wody i Ducha Świętego);

to pomiędzy Nimi (Jezusem i Maryją/Kościołem i nami) toczyć się będzie walka z Szatanem i jego zwolennikami, aż do zwycięstwa w Wielkanocny Poranek Jezusa Chrystusa – potomka Niewiasty oraz do Naszego – potomstwa Kościoła zwycięstwa na końcu czasów

STAROTESTAMENTALNE PRZYMIERZA

Wszystko to, co miało miejsce pomiędzy historią Raju a wydarzeniem Krzyża i pustego Grobu stanowi Historię Zbawienia, która w swoim biegu przeplata się z historią ludzką. Na tej płaszczyźnie Pan Bóg powoli, etapami realizował swój plan zmierzający do wypełnienia obietnicy z Raju. Istotnymi momentami w realizacji tej obietnicy były przymierza jakie Bóg zawierał z ludźmi w czasach Starego Testamentu. Biblia Hebrajska mówi o trzech przymierzach mających doniosłe znaczenie w realizacji Bożego planu zbawienia: przymierzu zawartym przez Boga z Noem, z Abrahamem i Jego potomkami oraz z Narodem Wybranym czyli z Izraelem.

* Przymierze z Noem zostało zawarte po potopie – to bardzo ważne: jak bowiem Adam dał początek całej ludzkości, która została skalana grzechem, tak Noe daje początek nowej ludzkości, która jednak skutkami grzechu Adama pozostaje dotknięta. To przymierze jest łaską Pana Boga nie tylko dla nowej ludzkości wywodzącej się od Noego, ale także dla wszystkich innych istot żywych: Bóg zobowiąz się bowiem w tym przymierzu, że nigdy więcej nie będzie karać strasznym kataklizmem istot żywych – w tym także ludzi; zwierzętom zaś Bóg nakazał respekt i bojaźń przed człowiekiem, a ludziom nakazał by byli płodni, by się rozmnażali i rządzili wszelkim stworzeniem. Znakiem tego przymierza, jakie Bóg zawarł z Noem, jest tęcza, czyli łuk położony przez Boga na niebiosach; tęcza to łuk pozbawiony cięciwy, co oznacza, że Pan Bóg ma pokojowe zamiary wobec całego stworzenia – także wobec ludzkości. Jego broń pozbawiona cięciwy jest całkowicie niegroźna, bezużyteczna. Generalnie rzecz biorąc Pan Bóg zawarł pierwsze przymierze z Noem ale adresatem tego przymierza było całe odrodzone po potopie stworzenie i cała nowa ludzkość.

* Drugim przymierzem jest przymierze zawarte przez Boga z Abrahamem i jego potomkami. Także to przymierze jest łaską Pana Boga. Bóg zobowiązał się w nim do tego, że Abrahamowi i jego potomkom da na własność ziemię Kanaan i podporządkuje ich panowaniu wszystkie ludy tego regionu: Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami, Kadmonitami, Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananejczykami, Girgaszytami i Jebusytami. Znakiem zawartego przymierza przez Boga z Abrahamem i jego potomstwem było obrzezanie wszystkich mężczyzn. Ponadto Bóg zobowiązał się błogosławić Abrahama i jego potomstwo oraz wszystkie narody, które Abrahama będą miały za swojego protoplastę czyli praojca. Do czego z kolei był zobowiązany Abraham i jego potomstwo? Tylko do jednego: do wierności względem Boga. Przymierze z Abrahamem bowiem było nagrodą za jego wierność i posłuszeństwo okazane wielokrotnie Bogu. Abraham nie znając Boga prawdziwego uczynił wszystko tak, jak mu Bóg nakazał; nie zawahał się w swoim posłuszeństwie nawet wtedy, gdy Bóg nakazał mu złożyć w ofierze Izaaka – dziedzica wszystkich obietnic danych Abrahamowi.

* Trzecim przymierzem było przymierze zawarte przez Boga pod Górą Synaj, za pośrednictwem Mojżesza, z jednym narodem – Izraelem, wywodzącym się od Abrahama, Izaaka i Jakuba/Izraela. I to przymierze było łaską okazaną Narodowi Żydowskiemu. Bóg zobowiązał się do opieki nad swoim narodem, który uznał za swoje Królestwo (Wy jesteście narodem świętym, królewskim kapłaństwem, ludem Bogu na własność przeznaczonym) oraz przyrzekł, że spełni obietnice dane Abrahamowi i jego potomstwu, tzn. że da Izraelowi w posiadanie Ziemię Obiecaną (Kanaan) opływającą w mleko i miód. Izraela zaś zobowiązał do przestrzegania świętego Prawa (Tory), które zostało wyryte na dwóch Kamiennych Tablicach Przymierza (istotną część tego prawa stanowił Dekalog, bardzo mocno rozbudowany, oraz inne przepisy związane z życiem społecznym i kultem Jedynego Boga).

Znakiem przymierza synajskiego był owe dwie Kamienne Tablice zamknięte w Arce Przymierza. Tablice te wraz z Ar Przymierza ukrył w nieznanym miejscu prorok Jeremiasz podczas wojny Egipsko – Babilońskiej toczącej się na terenie Ziemi Świętej. Do dzisiaj Arki Przymierza z Kamiennymi Tablicami nie odnaleziono.

Boży plan zbawienia ogłoszony przez Pana Boga po grzechu pierworodnym był zatem trzystopniowy: stworzenie świata nowych istot żywych – w tym nowej ludzkości (przymierze z Noem); wybranie jednego człowieka dla zaistnienia Narody Wybranego, w którym wypełnią się Boże obietnice (przymierze z Abrahamem); uczynienie Narodu Wybranego Bożym Królestwem, aby w nim mogło się narodzić Potomstwo Niewiasty, które ugodzi Szatan (węża) w głowę (przymierze synajskie z Izraelem).

Znamiennym jest to – i koniecznie trzeba o tym wspomnieć – że istotnym elementem wszystkich tych przymierzy było złożenie Bogu ofiary krwawej ze zwierząt. Taką ofiarę złożył Noe ze zwierząt czystych, które uratował w Arce przed potopem; taka ofiarę złożył Abraham, który zabite ssaki poprzerąbywał na pół; taką też ofiarę złożył Mojżesz u stóp Góry Synaj, który nadto krwią ofiar skropił cały lud.

NOWE PRZYMIERZE

Ostatnie przymierze starotestamentalne– zawarte przez Boga pod Synajem za pośrednictwem Mojżesza – wiele razy było przez Izraelitów łamane. Pan Bóg zapowiedział więc przez Proroka Jeremiasza (Jr 31, 31 – 34) zawarcie Nowego Przymierza, ostatecznego, które wreszcie będzie doskonałe:

Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana – kiedy zawrę z domem Izraela i z domem Judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą – wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach – wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu; będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego:
Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie – wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał.

Zapowiedziane przez Jeremiasza Nowe Przymierze stało się faktem poprzez życie, głoszenie Ewangelii oraz krzyżową śmierć Jezusa Chrystusa, Boga i Człowieka zarazem. To przymierze jest ostatecznym, doskonałym i wiecznym przymierzem. W tym przymierzu Bóg uczynił wszystkie ludy, narody i języki swoimi umiłowanymi dziećmi. Cała ludzkość został zobowiązana przez Niego do przestrzegania Prawa Ewangelii, które streścić można w ośmiu Błogosławieństwach oraz Przykazaniu Miłości Boga i Bliźniego. Czy i tym razem, przy zawieraniu Nowego Przymierza została, złożona ofiara krwawa? Jak najbardziej! Przelana została Krew Bożego Baranka gładzącego grzechy świata, Krew Jezusa Chrystusa Bożego Syna i Syna Niewiasty. Wszak podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus trzymając Kielich z Winem w rękach powiedział: Ten Kielich to Nowe Przymierze we Krwi Mojej, która za Was będzie wylana (Łk. 22, 20). Znakiem Nowego Przymierza jest więc Eucharystia, w której wszystko jest zawarte. Matka Boża objawiając się Boliwijskiej mistyczne Catalinie Rivas w 1996 roku w Cochabambie powiedziała o Eucharystii:

To jest cud nad cudami. Pan Jezus nie jest skrępowany ani czasem, ani miejscem. W momencie Konsekracji całe zgromadzenie jest zabierane do stóp Kalwarii w chwili ukrzyżowania Jezusa.

ZAPOWIEDZI STAREGO TESTAMENTU

Pewne sytuacje opisane na kartach Starego Testamentu stanowiły zapowiedź wydarzeń związanych z zawarciem owego Nowego Przymierza. Chciałbym tu zwrócić uwagę na dwie takie sytuacje: wspomnianą już wcześniej ofiarę Abrahama oraz umieszczenie przez Mojżesza węża miedzianego na palu.

Abraham otrzymał nakaz Boga, aby udał się do kraju Moria i tam na pagórku wskazanym przez Boga złożył w ofierze swojego syna Izaaka. Pomimo przeżywanego bólu Abraham uczynił wszystko tak, jak mu Bóg polecił. Gdy po trzech dniach marszu zbliżył się do pagórka w kraju Moria włożył na ramiona Izaaka drewna do spalenia ofiary. W ten sposób Izaak stał się zapowiedzią Chrystusa i jego Drogi Krzyżowej – jak bowiem Izaak niósł na górę drewno na którym miał zostać zabity i złożony Bogu w ofierze, tak Chrystus niósł na górę (na swoich ramionach) drewno – drewniany krzyż, na którym miał zostać zabity i złożony Ojcu niebieskiemu w ofierze. Znamienne jest to, że – jak napisał Daniel Ropsowa góra w Krainie Moria jest tym samym wzgórzem, na którym wiele lat później Salomon wybuduje pierwszą Świątynię: a zatem jedynie niewielka dolina oddzielałaby stos ułożony dla Izaaka od miejsca, w którym wzniesiono krzyż dla Chrystusa. Trzeba w tym miejscu dodać, że ostatecznie zamiast Izaaka w ofierze Bogu został złożony baranek, który rogami uwikłał się w zarośla. I ten baranek także zapowiada Chrystusa Pana – Bożego Baranka który został złożony Ojcu Niebieskiemu w ofierze nie tylko za Izaaka, ale za wszystkich ludzi.

Druga sytuacja związana jest z wędrówką Izraela z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Podczas niej – po kolejnym buncie Żydów – Bóg zesłał na lud plagę węży o jadzie palącym, które stały się przyczyną śmierci wielu Izraelitów. Gdy lud się nawrócił i wołał do Boga o ratunek, Jahwe nakazał Mojżeszowi uczynić węża z miedzi i umieścić go na wysokim palu, aby każdy ukąszony spojrzawszy na węża miedzianego mógł zostać przy życiu. Owo umieszczenie węża z miedzi na wysokim palu było zapowiedzią wywyższenia Chrystusa na krzyżu. Skąd o tym wiemy? Bo sam Pan Jezus w Janowej Ewangelii podczas rozmowy z Nikodemem powiedział: A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J, 4, 14).

ZAKOŃCZENIE

Siostry i Bracia w całej Historii Zbawienia, która służy realizacji Bożego planu zbawienia i odkupienia mamy do czynienia z wieloma ludźmi: Ewą, Adamem, Noem, Abrahamem, Izaakiem, Mojżeszem ale także Judaszem, Piłatem, Piotrem, Maryją, Annaszem, Kajfaszem, Herodem, Malchusem, Szymonem z Cyreny czy Rzymskim Setnikiem. Historia zbawienia bardzo mocno powiązana jest z człowiekiem i jego losami, dlatego podczas tegorocznych kazań pasyjnych zwrócić będziemy chcieli uwagę na kilka osób, które z wypełnieniem Bożego planu zbawienia mocno są związane. Zaczniemy od Judasza z Kariotu, który stał się zdrajcą. O nim więc za kilka słów za tydzień. Amen.

 


 

II KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

TEMAT: POSTAĆ JUDASZA

Drodzy Czciciele Jezusa Chrystusa,

Umęczonego Zbawiciela Świata!

 

ŚMIERĆ VOLTAIRE`A

W roku 1778 odszedł z tego świata François Marie Arouet`a, który powszechnie znany był pod swoim literackim pseudonimem Wolter. Wolter lękał się śmierci i tego co po niej nastąpi– lękał się nie bez powodu. Został wprawdzie ochrzczony w Kościele katolickim i wychowany w wierze katolickiej, nadto otrzymał wykształcenie w jezuickich szkołach – ale szybko wszystko to porzucił. Stał się bezbożnikiem i sztandarową postacią oświeceniowych prądów zwalczających chrześcijaństwo. Wybrał życie niemoralne a jedną z jego dewiz były słowa: kłamać, kłamać, kłamać a zawsze z tego coś zostanie. Wolter zwalczał Kościół Chrystusowy. W swojej szwajcarskiej posiadłości Ferney założył ośrodek kultu Najwyższej Istoty, który był ośrodkiem antychrześcijańskim oraz Bractwo Belzebuba, które postawiło sobie za cel zniszczenie chrześcijaństwa.

Kiedy nagle Wolter doznał silnego krwotoku leżąc blady i przerażony w swoim łóżku nakazał lokajowi – Piotrowi, wezwać miejscowego proboszcza, ks. Gaultier, aby ten udzielił mu sakramentów, zanim dopadnie go śmierć. Lokaj z niedowierzaniem poszedł sprowadzić kapłana do łoża Woltera.

Rozmowa bliskiego śmierci filozofa i ideologa bezbożnictwa z kapłanem była bardzo trudna. Kapłan bowiem wzbraniał się udzielić sakramentów człowiekowi, który wiele razy publicznie popełnił świętokradztwo i z nienawiścią odnosił się do Kościoła i do świętej wiary. Wolter, aby uzyskać rozgrzeszenie, namaszczenie oraz wiatyk postanowił złożyć oświadczenie, które ks. Gaultier spisał, o następującej treści:

Ja niżej podpisany Wolter oświadczam, że uległszy w wieku 84 lat gwałtownemu krwotokowi, wyspowiadałem się przed ks. Gaultier i przyjąłem ostatnie sakramenty. Pragnę umrzeć w Kościele katolickim, w którym się urodziłem. Jeśli czymkolwiek zgrzeszyłem przeciwko Kościołowi, proszę Boga oraz Kościół o przebaczenie.

Paryż, 2 marca 1778 roku.

Wolter.

Kapłan wysłuchał więc spowiedzi Woltera, pojednał go z Bogiem i udzielił mu pozostałych sakramentów, które wtedy zwykło się udzielać przed śmiercią. Jednak Wolter nie umarł. Kiedy cztery tygodnie później zjawił się w teatrze zgotowano mu entuzjastyczne przyjęcie jako Patriarsze Bezbożnictwa. Zapytano go jednak dlaczego w ciężkiej chorobie wezwał do siebie kapłana z posługą. Na to pytanie Wolter odpowiedział ironicznie: I co w tym nadzwyczajnego? Po prostu zrobiłem to dlatego, aby nie odejść z tego świata jak zwierzę. Gdybym umierał w Indiach prawdopodobnie umierał bym z krowim ogonem w ręce.

Dwa miesiące później, 30 maja 1778 roku, Wolter doznał ponownego, tym razem śmiertelnego krwotoku. Krzyczał i błagał, by wezwano ponownie ks. Gaultier z sakramentami, jednak członkowie Bractwa Belzebuba: Jean d`Alambert i Denis Diderot, którzy pilnowali dostępu do łoża umierającego Woltera nie dopuścili kapłana. Wolter umierał więc bez sakramentów, bez Boga, w przerażeniu, w beznadziejności. Obecny przy jego zgonie lekarz napisał: Furiis agitatus obiit – umarł w ataku szału. Zaś inny obecny przy jego zgodnie członek Bractwa Belzebuba stwierdził: Gdyby diabeł mógł umierać, umierałby jak Wolter.

Po 11 latach w 1789 roku, po przewrocie lipcowym czyli zdobyciu Bastylii, ciało Woltera nowa, oświecona władza postanowiono uroczyście pochow w paryskim kościele Św. Genowefy zamienionym przez bezbożników wychowanych na książkach Woltera w rewolucyjny Panteon Bohaterów Ludu. Uroczystość przeniesienia ciała Woltera do Panteonu doznała jednak zakłócenia: burza i ulewa zniszczyły wszystko, łącznie z marmurowym popiersiem Woltera wyrzeźbionym na tę okoliczność. Zaś 25 lat później, pewnej majowej nocy 1814 roku nieznana ręka rozbiła trumnę Woltera i jego prochy wyrzuciła do paryskiego rynsztoka. Człowiek ogromnych zdolności, wielkiego pisarskiego talentu, który nadużył swoich nadzwyczajnych zdolności do walki z Chrystusem i jego Kościołem umarł w rozpaczy, bez nadziei. Jego ciało zaś na koniec sponiewierano.

Postać Woltera – człowieka, który zdradził Chrystusa, zdradził Kościół i umarł bez nadziei – mnie osobiście przypomina postać Judasza, tragicznego apostoła Chrystusa, który zdradził swego Mistrza i umarł bez nadziei, zaś jego ciało zostało pogrzebane w ziemi nieświętej.

BIOGRAM JUDASZA

Judasz w Ewangeliach nosi przydomek Iskariota. Przydomek ten ma dwa znaczenia: może pochodzić od słowa isz Karioth i oznaczać człowieka z miejscowości Karioth położonej w Judei na południe od Hebronu; następnie może pochodzić od słowa iszkaria oznaczającego człowieka fałszywego i podstępnego. Oba te znaczenia są przyjmowane łącznie przez biblistów. To zas pozwala stwierdzić, że Judasz jako jedyny apostoł Chrystusa nie był Galilejczykiem lecz Judejczykiem

Judasz należał do grona 12 apostołów, do którego został wybrany osobiście przez Jezusa Chrystusa. We wszystkich katalogach apostołów (a mamy 3 takie katalogi u Synoptyków) zawsze jest wymieniany na końcu z dodaniem informacji o tym, iż zdradził Jezusa. W gronie apostolskim Judasz pełnił funkcję skarbnika. Niestety swoje obowiązki wykonywał nieuczciwie, gdyż część pieniędzy gromadzonych w trzosie na utrzymanie Jezusa, Apostołów oraz na wsparcie ubogich kradł. Wydaje się, że był chciwcem skoro zaprotestował przeciwko marnotrawstwu popełnionemu przez grzeszną kobietę, gdy ta olejkiem nardowym wartości ok. 200 – 300 denarów namaściła stopy Jezusa. Najprawdopodobniej żądza pieniądza ale także uleganie pokusom złego ducha sprawiły, ze zdradził Jezusa wydając Go za pieniądze arcykapłanom, faryzeuszom i duchowym przywódcom Izraela. Jako zdrajca przewodził zbrojnej straży świątynnej wysłanej celem pojmania Jezusa. Judasz zdradą sprzeniewierzył się swojemu powołaniu apostolskiemu stając się – jak to określają Ewangeliści – synem zatracenia.

Widząc, że Jezus został skazany na śmierć u Judasza nastąpiło opamiętanie, bo chciał zwrócić pieniądze arcykapłanom, a gdy nie zostały przez nich przyjęte wyrzucił je. Zabrakło mu jednak odwagi, by się nawrócić i prosić Jezusa o przebaczenie – zginął śmiercią tragiczną popełniając samobójstwo. Tradycja jako miejsce samobójczej śmierci Judasza wskazuje dolinę leżącą w okolicach Jerozolimy, w której spotykają się dwa potoki: Cedron i Wadi er-Rababi. Miejsce to nosiło nazwę Tofet lub Gehenna i było uznawane za przeklęte, gdyż niegdyś stanowiło miejsce kultu pogańskiego bożka Molocha oraz miejsce w którym składano krwawe ofiary z dzieci.

Taki biogram tragicznego apostoła Jezusa, wraz ze wskazaniem wszystkich miejsc wyjętych z Nowego Testamentu, w których jest mowa o Judaszu Iskariocie można znaleźć w książce o. Piusa Czesława Bosaka OP zatytułowanej: Słownik – Konkordancja osób Nowego Testamentu. Zainteresowanych odsyłam więc do tej pozycji.

PROROCTWO ZACHARIASZA

Postawmy sobie teraz Siostry i Bracia pytanie: Czy Judasz Iskariota miał inny wybór? Czy mógł nie zdradzić Jezusa Chrystusa? Czy nad nim zaciążyło jakieś straszne fatum – przeznaczenie?

W 11 rozdziale Księgi Proroka Zachariasza (Za 11, 12 – 13) znajduje się dość tajemnicze proroctwo ukazujące Zachariasza jako pasterza Izraela, który tak naprawdę reprezentuje czy też zastępuje w tej posłudze samego Boga Jahwe. Otóż za swoją posługę pełną troski, zmartwień i starania Zachariasz – a właściwie sam Jahwe – otrzymuje od przywódców Izraela zapłatę w wysokości 30 srebrników. Suma ta jest wręcz obraźliwa, gdyż taką wartość zgodnie z Prawem Mojżeszowym posiadał niewolnik. Proroka i jego posługę – a tak naprawdę Jahwe i Jego posługę wobec ludu – zrównano więc z niewolnikiem i pracą niewolnika. Dlatego Bóg Jahwe nakazał prorokowi tą nadzwyczajną zapłatę, jak ją ironicznie określił, wrzucić do skarbony świątynnej.

Ewangelista Mateusz powołując się na powyższy tekst Proroka Zachariasza, którego zresztą pomylił z Jeremiaszem (Mt 27, 3 – 9) nadaje mu znaczenie mesjańskie i uznaje, że stanowi on zapowiedź zdrady Chrystusa, której dokonał Judasza wydając Mistrza za sumę 30 srebrników. Wydawać by się więc mogło, że nad Judaszem rzeczywiście zaciążyło nieuchronne fatum – przeznaczenie. Judasz został bowiem tylko wykonawcą tamtego proroctwa, któremu nie mógł się sprzeciwić.

Takie rozumienie byłoby jednak sprzeczne z faktem wolnej woli człowieka. Przecież zwykle losy człowieka są związane z jakąś jego osobistą decyzją, nie zaś z ciążącym nad nim fatum, które nadto znosiłoby osobistą odpowiedzialność człowieka za swoje czyny. Z pomocą przychodzi nam tu Ewangelista Jan wyjaśniający tę kwestię zupełnie inaczej. Dodajmy, że wyjaśnienie to dokonuje się podczas Ostatniej Wieczerzy. Jan napisał o tym tak:

Jezus umoczywszy kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: Co chcesz czynić, czyń prędzej! (…) A on po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc (J 13, 26 – 30).

Z tekstu tego można wnioskować, że Judasz został opętany przez szatana, którego uznać należy za właściwego autora wydania Jezusa. Słyszeliśmy bowiem w przytoczonym fragmencie Janowej Ewangelii, że szatan wszedł w Judasza, czyli opanował go; wskazuje na to także końcowa informacja z której wynika, że wszystko co działo się po wyjściu Judasza z Wieczernika działo się nocą. Noc, ciemność w Ewangelii Jana zawsze oznacza rzeczywistość będącą w opozycji do Jezusa i stanowi przestrzeń działania szatana. Myślę więc, że Judasz mógł postąpić zupełnie inaczej – pozwolił jednak na to, by opanował go zły duch.

SREBRNIKI

Przy tej okazji – bo proroctwa Zachariasza mówi o 30 srebrnikach, i za taką sumę Judasz wydał Jezusa – warto wyjaśnić czym są owe srebrniki i jaką wartość posiadało 30 srebrników. Srebrniki to srebrne monety. W obiegu świątynnym używano tylko srebrnych sykli, które nie posiadły jakichkolwiek wizerunków, bo tego zakazywał dekalog; w obiegu zewnętrznym, poza świątynnym, były także srebrne denary. 1 sykl srebrny posiadał wagę 340 gramów srebra i stanowił równowartość 4 srebrnych denarów co stanowiło należność za 4 dnia pracy niewykwalifikowanego robotnika; czyli za dniówkę płacono robotnikowi 1 denara. A zatem 30 srebrnych sykli to równowartość 120 denarów czyli należność za 120 dni pracy niewykwalifikowanego robotnika. Skoro pracownik fizyczny zarabiał 1 denara za dzień pracy, to oznacza, że Judasz mógł uczciwą pracą zarobić tę sumę w ciągu 4 miesięcy. Za 120 denarów czyli 30 syklów można było np. kupić 1 parę sandałów albo 1 niewolnika albo też jeden flakonik nardowego olejku do namaszczenia ciała. Taką wartość dla Judasza i arcykapłanów przedstawiał Jezus Chrystus: wartość pary sandałów, bądź niewolnika albo flakonika olejku nardowego.

ISTOTNE TEKSTY O JUDASZU

Pochylając się dzisiaj nad postacią Judasza chciałbym zwrócić uwagę na trzy wydarzenia związane z Judaszem.

* Wydarzenie pierwsze to obecność Judasza podczas Ostatniej Wieczerzy. Jego obecność w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy nie budzi wątpliwości, bo nawet przytoczony przeze mnie fragment z Janowej Ewangelii tę obecność potwierdza. Także Mateusz Ewangelista stwierdził fakt obecności Judasza w Wieczerniku w następujących słowach:

Z nastaniem wieczoru Jezus zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: Zaprawdę, powiadam wam jeden z was mnie zdradzi. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: Chyba nie ja, Panie? On zaś odpowiedział: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: Czy nie ja, Rabbi? Odpowiedział mu: Tak jest, ty (Mt 26, 20 – 25).

Jan Ewangelista kontynuując niejako narrację Mateuszową w tym dramatycznym momencie stwierdził – jak to już słyszeliśmy przed chwilą – że, po spożyciu kawałka chleba wszedł w Judasza szatan; on zaś zaraz opuścił Wieczernik i wyszedł na zewnątrz, gdzie panowała noc (por. J 13, 26 – 30). Połączenie tych dwóch relacji pozwala stwierdzić, że Judasz opuścił Wieczernik zanim Pan Jezus wziął w swoje ręce chleb (który połamał podczas modlitwy błogosławieństwa) i kielich wypełniony winem (nad którym także odmówił błogosławieństwo) oraz zanim chleb – przemieniony w swoje Ciało – i wino – przemienione w swoją Krew – rozdał jedenastu apostołom jako pierwszą Eucharystię – jedenastu, bo Judasza już nie było w Wieczerniku. Wynika z tego, że podczas ustanowienia Eucharystii i Jej pierwszego sprawowania Zdrajca był nieobecny. To ważna informacja.

Kościół antyczny mając na względzie ten fakt zezwalał chrześcijanom – którzy popełnili grzech ciężki i rozpoczęli publiczną pokutę – na udział jedynie w pierwszej części Mszy świętej zwanej Mszą katechumenów, która obejmowała mniej więcej dzisiejszą Liturgię Słowa. Po jej zakończeniu publiczni pokutnicy wraz z katechumenami musieli opuścić miejsce sprawowania Eucharystii. Dopiero po zakończeniu publicznej pokuty i otrzymaniu absolucji Kościół zezwalał im na udziału w drugiej części Mszy świętej czyli Liturgii Eucharystycznej oraz na przyjęcie Ciała Chrystusa i Krwi Chrystusa – czyli na komunię świętą.

Choć w naszych czasach nikt nie musi opuszczać świątyni po Liturgii Słowa z uwagi na swoją kondycję moralną, to jednak do przyjęcia Ciała i Krwi Pańskiej czyli do przyjęcia komunii świętej jest przeszkodzony. Wprawdzie dzięki staraniom papieża Franciszka w Kościele katolickim podejmowany są próby zreformowania nauczania i dyscypliny kościelnej w tym względzie, to jednak próby te wzbudzają dyskusję a bywa, że i sprzeciw wielu katolickich kręgów.

* Wydarzenie drugie, to zdradziecki pocałunek Judasza. To że Judasz pocałował Pana Jezusa w Getsemani czyli oliwkowym ogrodzie położonym na Górze Oliwnym i w ten sposób wskazał Jego osobę tym, którzy mieli Go pojmać jest pewne. Mówią o tym bowiem zgodnie wszyscy Synoptycy (Mateusz, Marek i Łukasz). Gdzie jednak dokładnie miało miejsce owo ucałowanie Jezusa przez Zdrajcę i jak ono wyglądało?

Zacznijmy od tego, że hebr. słowo Getsemani znaczy tłocznia oliwek. Tłocznia taka zwykle znajdowała się w oliwkowym gaju (czyli ogrodzie). W Jerozolimie na Górze Oliwnej po dzień dzisiejszy znajduje się grota skalna o wymiarach 19m dł. – 10m szer. – 3,5m wys. W czasach Jezusa w tej grocie znajdowała się tłocznia oliwek i wśród pierwszych chrześcijan ta grota wskazywana była jako miejsce pojmania Jezusa. To zaś oznacza, że w niej nastąpiło ucałowanie Jezusa przez Judasza.

Artyści malarze różnych epok ów pocałunek zdrady, fałszu i obłudy ukazują zwykle jako pocałunek w policzek. To oczywiście artystyczna wyobraźnia, zgodna z konwenansami czasów w których malarze tworzyli. Ewangelie na ten temat nie przekazują jednak jakichkolwiek danych. Tymczasem w czasach Pana Jezusa uczniowie witali swoich Nauczycieli pocałunkiem składanym na ich dłoni. Etykieta żydowska nakazywała także okazywanie szacunku pocałunkiem składanym na dłoni człowiekowi starszemu oraz piastującemu ważne stanowisko. Wydaje się więc, że także pocałunek zdrady został przez Judasza złożony na dłoni Jezusa zgodnie ze zwyczajem panującym w Izraelu w czasach Jezusa.

Jakąś pozostałością w Kościele – może starsi to jeszcze pamiętają – było okazywanie szacunku kapłanowi poprzez ucałowanie jego dłoni. Po dzień dzisiejszy natomiast w taki sposób okazuje się szacunek biskupowi; istnieje także zwyczaj całowania dłoni w miejsce namaszczenia olejami neoprezbiterów czyli nowo wyświęconych kapłanów. To pozostałości po czasach Jezusa i zwyczajach wtedy panujących.

* Trzecim i ostatnim wydarzeniem, którego chciałbym dotknąć w związku z postacią Judasza jest jego tragiczna śmierć. Wspomina o niej Mateusz w swojej Ewangelii w sposób następujący:

Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: Zgrzeszyłem wydawszy krew niewinną. Lecz oni odparli: Co nas to obchodzi? To twoja sprawa. Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się; potem poszedł i powiesił się. Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew. Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza, na grzebanie cudzoziemców. Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi (Mt 27, 3 – 8).

Z tekstu tego można wnioskować, że Judasz nie przypuszczał, iż starszyzna Izraela będzie chciała pozbyć się na zawsze Jezusa i dlatego skaże Go na śmierć – to tłumaczyłoby dlaczego zgodził się wydać Jezusa za 30 srebrnych syklów, czyli kwotę niezbyt wysoką. Wydanie wyroku na Jezusa wstrząsnęło Judaszem. Do jego świadomości doszło, że zostanie obciążony winą za przelanie krwi Jezusa, który przecież wszystkim okazywał miłosierdzie i łaskę. Zabrakło mu jednak odwagi, by prosić Jezusa o miłosierdzie – choć przecież Pan Jezus nawet w momencie zdrady powiedział do niego: Przyjacielu, po coś przyszedł. Pocałunkiem wydajesz Syna człowieczego (Łk 22, 48). Przebaczenie było więc możliwe. Dowodem refleksji Judasza nad swoim czynem jest to, że poszedł do arcykapłanów oraz starszych i zwrócił im ową zapłatę jaką otrzymał za wydanie Jezusa. Zabrakło mu jednak nadziei, popadł w rozpacz dlatego odebrał sobie życie.

NASZE ŻYCIE

Nieco obłudne życie Judasza Iskarioty (kradzież pieniędzy, oburzenie z powodu zmarnowania drogiego olejku nardowego), jego zdrada Jezusa Chrystusa oraz śmierć w rozpaczy spowodowały, że przyrównałem do niego na początku tego kazania Woltera, którego życie był także pełne obłudy, zdrady Jezusa i rozpaczy w godzinę śmierci. Jakie z tego wszystkiego wnioski powinniśmy wyciągnąć dla swoje chrześcijańskiego życia?

* Najpierw Pan Jezus nas wszystkich zawsze uważa za swoich przyjaciół – nawet gdy zdradzamy Go przez grzech; w każdej bowiem sytuacji nas kocha i to z tego powodu zawsze bardzo cierpi, gdy dopuszczamy się niewierności względem niego.

* Następnie każdy grzech czyni nas niegodnymi udziału w Eucharystii, dlatego takie momenty jak początkowy akt pokutny, prośba o odpuszczenie grzechów zawarta w Modlitwie Pańskiej czy wreszcie słowa zanoszone do Baranka Bożego z prośbą o miłosierdzie i pokój powinniśmy wykorzystać na pojednanie się z Jezusem Chrystusem, aby nasz udział w Eucharystii był owocny; Komunię świętą zaś powinniśmy przyjmować wyłącznie w stanie wolności od ciężkiej zdrady.

* Wreszcie nawet w największym oddaleniu od Chrystusa Pana, przez naszą niewierność, nie powinniśmy tracić nadziei na Jego przebaczenie i łaskę; trzeba tylko uznać swoją winę i poprosić Jezusa: Panie Jezu Chryste Synu Boga żywego zmiłuj się nade mną grzesznym. Wszak Jezus umarł na krzyżu nie tylko za swoich przyjaciół ale nawet, za nieprzyjaciół. Czyż przybijany do krzyża nie prosił Ojca: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią.

Dla arcykapłanów, starszyzny Izraela i innych przywódców Narodu Wybranego Jezus Chrystus wart był 30 srebrnych syklów: tyle co para sandałów, tyle co niewolnik. Warto często pytać siebie Siostry i Bracia o to ile Jezus Chrystus wart jest dla mnie? Osobistej wartości Jezusa nigdy jednak nie mierzmy dobrami materialnymi a zwłaszcza pieniędzmi, bo taka miara obraża Pana Jezusa, nas zaś od razu upodabnia do Judasza – tragicznego apostoła Chrystusa. Osobistą wartość Jezusa mierzmy miłością, bo to jest jedyna miara godna Jezusa Chrystusa. Amen.

 


 

III KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

Drodzy Czciciele

Umęczonego Zbawiciela Świata

i Odkupiciela Człowieka!

 

BISKUP APOSTATA

W rewolucyjnej Francji końca XVIII wieku większość parafii katolickich była bez księży i tym samym bez posługi duszpasterskiej. Tylko bowiem ten kapłan mógł pełnić swoją funkcję, który złożył przysięgę wierności na rewolucyjną Konstytucję Duchowieństwa zobowiązując się do uznania nad sobą tylko jednej zwierzchności – ciągle zmieniających się rewolucyjnych władz państwowych. Kapłani odmawiali złożenia tej przysięgi dlatego ponad 40 tysięcy z nich zostało zesłanych do Gujany Francuskiej, gdzie zmarło z wycieńczenia, wielu innych natomiast zginęło śmiercią męczeńską na szafocie (gilotynie). Tylko niewielka część duchowieństwa zdecydowała się na apostazję dla ratowania swojego życia.

W takim kontekście na urząd arcybiskupa Paryża rewolucyjny rząd zwany wtedy Trybunałem Rewolucyjnym – po uzyskaniu aprobaty ludu – wyznaczył Jana Chrzciciela Gobela, dotychczasowego biskupa pomocniczego, który 13 marca 1791 roku – w asyście rozkrzyczanego tłumu i orkiestry Gwardii Narodowej – dokonał ingresu do katedry Notre Dame. Starał się on przypodobać nowym władzom i rewolucyjnym tłumom dlatego swój pierwszy list pasterski zaczął od następujących słów:

Jan Chrzciciel Gobel – dawny biskup tytularny Lydii z miłosierdzia Bożego i łaski Stolicy Apostolskiej; obecnie zaś na mocy Konstytucji – z łaski wyborców i decyzją Trybunału Rewolucyjnego, biskup Paryża.

Te słowa świadczyły o jego kompletnym upadku, gdyż deklarował w nich zerwanie ze Stolicą Apostolską (przez którą zresztą został suspendowany) oraz całkowite podporządkowanie się rewolucyjnym władzom, którym był wdzięczny za nową godność.

2 września 1792 roku do apartamentu Jana Chrzciciela Gobela wkradł się zamaskowany mężczyzna, którym był prześladowany za swoją wierność Bogu i Kościołowi paryski kapłan. Surowo upomniał on rewolucyjnego biskupa i zażądał od niego zrzeczenia się swojej pseudo godności; przestrzegł go także, że gdy przestanie być potrzebny rewolucji zostanie tak samo zgładzony jak tysiące sióstr zakonnych i księży we Francji. Na pożegnanie kapłan zostawił Gobelowi kartkę z adresem pod którym będzie można go znaleźć, gdyby biskup apostata chciał ratować swoją duszę. Ale na biskupie Gobelu nie zrobiło to większego wrażenia. Wkrótce jego upadek stał się jeszcze większy.

Dnia 7 listopada 1793 roku, kiedy we Francji zakazano kultu chrześcijańskiego, a jedyną dozwoloną religią był kult Wolności i Rozumu, biskup zrzekł się swojej godności rewolucyjnego biskupa oraz funkcji kapłańskich, swój biskupi krzyż rzucił pod nogi tłumu, aby go podeptał. Ubrany w rewolucyjną czapkę stanął na czele księży apostatów, którzy wyparli się Chrystusa, Wiary, Kościoła. Po upływie mniej więcej 6 miesięcy – w maju 1794 roku – został aresztowany na polecenie Robespierra. Wiedział, że z więzienia wyjdzie dopiero wtedy, gdy zostanie poprowadzony na gilotynę, aby stracić życie. W więzieniu zaczął odzyskiwać wiarę, zaczął się modlić, zaczął czynić pokutę i żałować za grzechy, często płakał z tego powodu, że zdradził Chrystusa.

Gdy oznajmiono mu, że nazajutrz zostanie ścięty poprosił życzliwego sobie strażnika o papier i atrament. Na kilku kartkach spisał wszystkie swoje grzechy jakby w ten sposób się spowiadając. Następnie dał je strażnikowi i poprosił by zaniósł je pod adres, który na kartce pamiętnej nocy zostawił mu tajemniczy paryski kapłan. To pisemne wyznanie win kończyło się następującą prośbą:

Błagam Księdza w wigilię mojej śmierci, aby przyszedł Ksiądz jutro na miejsce straceń i udzielił mi po kryjomu rozgrzeszenia, gdy będą mnie prowadzić na szafot.

Gdy przed południem prowadzono Jana Chrzciciela Gobela na stracenie niewielka liczba ludzi, przeklinając i wyzywając, towarzyszyła mu w ostatniej drodze. Ale on tego wszystkiego nie słyszał i nie widział. Wśród gapiów zobaczył bowiem owego paryskiego kapłana w przebraniu robotnika, którego wargi szeptał modlitwę absolucji. W pewnym momencie kapłan podniósł prawą rękę i uczynił znak krzyża jako świadectwo, że Bóg w swoim miłosierdziu wszystko przebaczył. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez nawróconego biskupa brzmiało: Niech żyje Jezus Chrystus.

SZYMON PIOTR

Przytoczona tutaj przeze mnie autentyczna historia życia arcybiskupa Paryża Jana Chrzciciela Gobela, który zaparł się Chrystusa, Wiary, Kościoła lecz w więzieniu często płakał z tego powodu, zrozumiał wielkość popełnionego przez siebie zła i zupełnie się nawrócił przywodzi mi na myśl apostoła Szymona Piotrem, który z obawy o siebie, o swoje życie zaparł się Chrystusa, wyparł się nawet tego, że Go zna. Ale potem gorzko zapłakał i w końcupo zmartwychwstaniu – wyznał, że kocha Jezusa bardziej niż pozostali apostołowie.

Co takiego wiemy o Szymonie Piotrze – bo o nim będzie dzisiejsze kazanie? O. Pius Czesław Bosak OP w swoim Słowniku – Konkordancji osób Nowego Testamentu stwierdził, że Szymon syn Jony czyli Jana pochodził z Betsaidy położonej nad Jeziorem Galilejskim. Był rybakiem, człowiekiem nieuczonym i prostym. Miał brata Andrzeja i był żonaty. Ewangelie wprawdzie nic o żonie Szymona Piotra nie wspominają ale stwierdzają, iż miał teściową, z którą mieszkał w jednym domu – w mieście Kafarnaum, a więc musiał być żonaty. Bibliści przypuszczają więc, że Szymon Piotr mógł być wdowcem. Czy miał dzieci? O tym Ewangelie także nic nie mówią, ale wykluczyć tego nie można.

Zanim Szymon Piotr został uczniem Jezusa Chrystusa należał do grona uczniów Jana Chrzciciela. Jezus powołał go jako pierwszego do grona swoich uczniów. Pomimo to Szymon Piotr jeszcze przez jakiś czas trudnił się rybołówstwem, aż do momentu cudownego połowu, kiedy to ostatecznie porzucił łodzie i sieci i definitywnie poszedł za Jezusem. Przez Jezusa został ustanowiony apostołem, a wszystkie katalogi apostołów (które podają Synoptycy) wymieniają go zawsze na pierwszym miejscu zaznaczając zarazem, że Jezus zmienił mu imię z Szymona na Piotr. Zmiana imienia został dokonana po tym, jak Szymon Piotr – jako jedyny z apostołów – wyznał wiarę w Jezusa jako Bożego Mesjasza w odpowiedzi na Jego pytanie: A wy za kogo mnie uważacie?

Obok Jana i Jakuba Szymon Piotr należał do szczególnie uprzywilejowanych apostołów Jezusa Chrystusa. Wraz z nimi był świadkiem: wskrzeszenia córki Jaira, Przemieniania Pańskiego na Taborze oraz krwawej Modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym – Getsemani. Jemu też oraz Janowi Jezus polecił przygotowanie wieczerzy paschalnej, zwanej Ostatnią Wieczerzą, w Wieczerniku.

To uprzywilejowanie Szymona Piotra przez Jezusa, uczynienie go Skałą Kościoła, nadanie mu Władzy Kluczy, jak również zlecenie mu misji utwierdzania braci w wierze wskazują na jego prymat czyli realne pierwszeństwo w gronie Dwunastu Apostołów. Pierwszeństwo Szymona Piotra w gronie apostolskim zostało mocno zaakcentowane po zmartwychwstaniu Chrystusa: do Szymona Piotra posłał Anioł niewiasty w poranek Wielkanocny z wieścią o pustym grobie i zmartwychwstaniu Chrystusa; on też jako pierwszy wszedł do pustego grobu i jak relacjonują Ewangelie jako pierwszy z apostołów zobaczył zmartwychwstałego Jezusa; nad Jeziorem Tyberiadzkim – po zmartwychwstaniu – Pan Jezusa zażądał od Szymona Piotra trzykrotnego wyznania większej miłości i nadał mu władzę pasterską. Owym trzykrotnym wyznaniem większej miłości zmył także z siebie hańbę wcześniejszego (dokonanego na dziedzińcu arcykapłańskiego pałacu) zaparcia się Jezusa.

Po wniebowstąpieniu Pana Jezusa Szymon Piotr objął przewodnictwo w Pierwszym Kościele czyli Gminie Jerozolimskiej, co uwidoczniło się m. in. w tym, że po Zesłaniu Ducha świętego przemawiał do zgromadzonych w święto Pięćdziesiątnicy Żydów, przemawiał także przed Sanhedrynem i arcykapłanami w imieniu wszystkich uczniów Chrystusa, przewodniczył w wyborze Macieja w miejsce Judasza Iskarioty do grona Dwunastu, miał znaczący głos podczas Soboru Jerozolimskiego jaki został zwołany w 49 roku do Jerozolimy dla zaradzenia pierwszym kontrowersjom jakie pojawiły się pomiędzy uczniami Chrystusa wywodzącymi się z religii żydowskiej oraz religii pogańskich.

Szymon Piotr nie tylko w Jerozolimie i Judei głosił Ewangelię Chrystusa. Nowy Testament wspomina jego pobyt w Samarii, Antiochii i Rzymie. Tam też poniósł śmierć męczeńską, po pożarze Wiecznego Miasta w 64 toku, podczas prześladowań wywołanych przez Cesarza Nerona. Jak wspomina Orygenespisarz starochrześcijański – Szymon Piotr na własną prośbę został wówczas ukrzyżowany głową w dół, gdyż nie czuł się godnym tego, by umierać jak Chrystus. Szymon Piotr misję chrześcijańską wśród pogan pozostawił Szawłowi z Tarsu czyli apostołowi Pawłowi – sam zaś poświęcił się misji chrześcijańskiej wśród Żydów.

TRZY WYDARZENIA

Szymon Piotr ma oczywiście swoje poczesne miejsce w wydarzeniach związanych z męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i – od razu dodajmy – nie zawsze jest to miejsce zaszczytne.

* Gdy Jezus rozpoczął swoją podróż z Galilei do Jerozolimy, która miała się zakończyć wydarzeniami Wielkiego Tygodnia, chciał na te wydarzenia przygotować swoich apostołów. Dlatego zaczął im o nich mówić, aby nie byli zaskoczeni, gdy zobaczą Go w kajdanach, przed Sanhedrynem oraz trybunałem Piłata, dźwigającego krzyż na Kalwarię i przelewającego na tym krzyżu swoją krew; ale też by nie byli zaskoczeni, gdy w wielkanocny pranek usłyszą, że grób jest pusty a On żyje.

Pierwsza zapowiedź męki – a w sumie zapowiedzi były trzy – miała miejsce zaraz po tym jak Szymon został Piotrem czyli Skałą, na której Chrystus postanowił zbudować swój Kościół – a więc miała miejsce pod Cezareą Filipową. Ewangelista Mateusz napisał o tym tak:

Wtedy Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.

Wszystko wydaje się być jasne i zrozumiałe: Chrystus zna swoją przyszłość, wie co Go czeka w Jerozolimie a mimo tego tam idzie. Jego decyzja jest więc bardzo świadoma, dobrowolna i pełna zgody na to, co ma się stać. Pan Jezus spodziewa się więc po apostołach akceptacji – może nie koniecznie zrozumienia dlaczego to wszystko musi się stać – ale akceptacji na pewno tak; zwłaszcza, że ostatnia informacja przekazana apostołom w tej zapowiedzi jest pełna nadziei, gdyż brzmi następująco: i trzeciego dnia zmartwychwstanie. Ostatecznie więc, pomimo dramaturgi tego wszystkiego co spotka Jezusa w Jerozolimie, finał jest wspaniały, bo jest nim Jego zmartwychwstanie.

Czy apostołowie zrozumieli Jezusa? Daniel Rops w swojej książce Dzieje Chrystusa daje negatywną odpowiedź – oni nie zrozumieli żadnej z trzech zapowiedzi męki, jakie Chrystus w drodze z Galilei do Jerozolimy swoim uczniom przekazał. Nie zrozumiał tych zapowiedzi także Szymon Piotr. Dlatego niemalże natychmiast – po pierwszej zapowiedzi męki – w sposób zdecydowany, stanowczy zaczął upominać Jezusa Chrystusa: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie.

Szymon Piotr – podobnie jak i pozostali apostołowie oraz większość społeczeństwa żydowskiego – miał swoje wyobrażenia o Mesjaszu. Spodziewał się, że Jezus jako Chrystus czyli Mesjasz założy pełne chwały, ziemskie, doczesne królestwo. Tymczasem zapowiedź cierpienia i śmierci burzyły całkowicie to wyobrażenie. Wzburzenie Szymona Piotra było tak wielkie, że chyba nie usłyszał ostatnich słów Chrystusa o mającym potem nastąpić zmartwychwstaniu (zob. D. Rops, J. Gnilka, G. Ricciotti). Wzburzenia – to ogromna rzadkość – nie uniknął jednak także Pan Jezus, bo Ewangelista Mateusz napisał:

Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.

Tak surowej reprymendy Pan Jezus wprost nigdy nie udzielił nikomu; owszem czasami surowo oceniał faryzeuszów, saduceuszów czy kapłanów. Ale swojego ucznia indywidualnie nigdy. Chyba nawet Judasz Iskariota nie usłyszał nigdy tak surowych słów – usłyszał jedynie w Ogrodzie Oliwnym Getsemani słowa pełne smutku i żalu: Przyjacielu po coś przyszedł? Pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego.

Pan Jezus zdemaskował świeckie, doczesne myślenie Szymona Piotra i napiętnował je. Uzmysłowił mu zarazem, że odwodząc Jezusa od spełnienia swojej misji, którą zlecił mu Ojciec niebieski, zachowuje się wobec Niego jak szatan kusiciel.

* Szymon Piotr chyba przejął się tymi surowymi słowami Mistrza z Nazaretu, bo gdy pod koniec Ostatniej Wieczerzya więc w jakiś czas później – Jezus Chrystus zapowiedział rozproszenie się uczniów w godzinie Jego męki i swoje tym samym osamotnienie, Szymon Piotr – znowu bardzo żarliwie – przyobiecał: Choćby wszyscy zwątpili, to na pewno nie ja (Mk 14, 29). W odpowiedzi na to zapewnienie Pan Jezus powiedział: Zaprawdę powiadam ci, dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się mnie wyprzesz (Mk 14, 30).

Joachim Gnilka w swojej książce Piotr i Rzym stwierdził, że drugie pianie koguta w czasach Pana Jezusa następowało w momencie, gdy kończyła się noc a zaczynał się dzień. Ten fakt zaś Joachim Gnilka przytoczył po to, by pokazać, że w noc zaparcia się Jezusa odszedł w przeszłość butny, szorstki, gwałtowny i porywczy Szymon Piotr, natomiast w jego miejsce o świcie narodził się łagodny, pokorny, miłujący Chrystusa Szymon Piotr. Tym momentem przemiany było właśnie owo drugie pianie koguta zwiastujące nastanie nowego dnia. Dlaczego właśnie drugie pianie koguta? Bo wtedy Szymona Piotra przypomni sobie słowa Jezusa i gorzko zapłakał (Mk 14, 72).

I rzeczywiści, gdy Jezusa pojmano w Ogrodzie Oliwnym Getsemani apostołowie się rozproszyli. Szymon Piotr co prawda stanął w obronie Mistrza i mieczem odciął prawe ucho Malchusa – dowódcy zbrojnego oddziału – potem jednak uciekł jak pozostali. Nie wiemy gdzie podziali się apostołowie. Na pewno każdy z nich ukrył się w innym miejscu, by przeczekać. Motywem ich działania był strach, obawa o swoje życie. Wiemy jednak gdzie podział się Szymon Piotr.

Szymon Piotr – jak stwierdza Marek Ewangelista – nie ukrył się, lecz szedł za Jezusem w oddali na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana (Mk 14, 54). Na tym dziedzińcu pałacu arcykapłana spełniła się zapowiedź Pana Jezusa o zdradzieo zaparciu się. Do trzykrotnego zaparcia się Jezusa sprowokowała Szymona Piotra kobieta, która była służącą – zapewne w pałacu arcykapłana. Ona przypatrzywszy się Szymonowi Piotrowi rozpoznała w nim towarzysza Nazarejczyka Jezusa. Być może była z ludźmi, którzy pojmali Jezusa w Ogrodzie Oliwnym Getsemani; być może podczas pobytu Jezusa w Jerozolimie przypadkowo Go zobaczyła nauczającego w Świątyni i widziała Szymona Piotra w gronie Jego uczniów. Tego się nie dowiemy. Wiemy jednak, że to jej natarczywość sprawiła, zapowiedź Jezusa ziściła się: Szymon Piotr trze razy wyparł się Jezusa. Najpierw udał, że nie wie o co chodzi tej kobiecie, nie zrozumi o czym ona mówi. Następnie zaprzeczył jej twierdzeniu, że jest jednym z uczniów Jezusa. Wreszcie zaczął się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego człowieka (Mk 14, 66 – 72).

Ewangelista Marek zanotował, że gdy kogut drugi raz zapiał Szymon Piotr wybuchnął płaczem (Mk 14, 72). Ów wybuch płaczu można zinterpretować jako ogromny żal, wielki ból serca Szymona Piotra z tego powodu, że zawiódł Jezusa; można go zinterpretować nawet jako jego nawrócenie. Na pewno jednak ten wybuch płaczu nie b oznaką rozpaczy, tej rozpaczy jaka po zdradzie Jezusa ogarnęła Judasza.

Dlaczego Szymon Piotr nie popadł w rozpacz? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy, jak podpowiedział Joachim Gnilka, w Ewangelii Łukasza. Zanim Pan Jezus ujawnił – pod koniec Ostatniej Wieczerzy – przyszłe zaparcie się Szymona Piotra powiedział do niego: Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara… (Łk 22,31 – 32). Szymon Piotr nie popadł w rozpacz dlatego, że Jezus sam osobiście modlił się za niego, aby zachował swoją wiarę. To łaska Jezusa Chrystusa dana Szymonowi Piotrowi. Dlaczego? Bo nie tylko wybuchnął płaczem, ale trzy razy odwołał także swoje potrójne zaparcie się Jezusa. Judasz na łzy żalu nie znalazł siły, sił starczyło mu jedynie na rozpacz.

* Kiedy w jakich okolicznościach Szymon Piotr odwołał owo potrójne zaparcie się Jezusa? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy wyłącznie w Ewangelii Jana. Pan Jezus po swoim zmartwychwstaniu ukazał się wybranym uczniom – wśród których był także Szymon Piotr – nad Morzem Tyberiadzkim (to inna nazwa Jeziora Galilejskiego) i dał im się rozpoznać po cudownym połowie ryb, w czasie którego złowiono 153 ryby. Przygotował też dla swoich apostołów śniadanie, które z nimi spożył.

A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś baranki moje! I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje! Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje! () A wypowiedziawszy to rzekł do niego: Pójdź za Mną! (J 21, 1 – 14).

Francisco Fernández-Carvajal w swojej książce zatytułowanej Życie Jezusa według Ewangelii. Droga do Ojca stwierdził na kanwie przytoczonego wyżej fragmentu, że: Chrystus miał do Szymona Piotra zaufanie, pomimo tego ten się Go zaparł: zapytał, czy Apostoł Go miłuje tyle samo razy, ile ten się Go zaparł… Pan nie widział przeszkód w powierzeniu Kościoła człowiekowi, który ma słabości, ale potrafi wzbudzić w sobie głęboki żal, a swą miłość potwierdza czynami.

Moim zdaniem Szymon Piotr doskonale zrozumiał intencję Pana Jezusa, który trzy razy pytał go o większą miłość – gdyż jak stwierdził Jan Ewangelista – Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? Potrójnym wyznaniem miłości musiał Szymon Piotr zmazać potrójne zaparcie się Mistrza, a to wszystko po to, by po raz drugi zostać powołanym do grona apostolskiego jako Głowa Kolegium Dwunastu. Tak jak pierwsze powołanie Szymona Piotra miało miejsce po cudownym połowie ryb, tak i to drugie powołanie miało miejsce po cudownym połowie ryb. Od tego momentu Szymon Piotr jest już naprawdę i definitywnie Rybakiem Ludzi czyli Pasterzem, który pasie owieczki i baranki Jezusa Chrystusa.

NASZA EGZYSTENCJA

Siostry i Braci, mnie osobiście apostoł Szymon Piotr jest bardzo bliski, a to dlatego, że ogromna większość z nas mogłaby siebie odnaleźć w jego życiu i w jego postawie. Czy i my nie chcemy dla Pana Jezusa jak najlepiej? Pragniemy, by świat Go kochał, szanował, respektował jego Ewangelię. Tego chciał Szymon Piotr dlatego próbował odwieść Go od zapowiedzianej męki. Gdy jednak przychodzi moment próby, moment weryfikacji naszych pragnień, gdy trzeba tak bardzo konkretnie stanąć przy Jezusie, w Jego obronie, w obronie Jego prawa uciekamy, kryjemy się z naszymi przekonaniami, z naszym chrześcijaństwem. Dla świętego spokoju nie reagujemy, gdy Jezus jest obrażany, znieważany na naszych oczach w dzisiejszych czasach.

Obyśmy umieli tak jak Szymon Piotr wybuchnąć płaczem z powodu naszych bardzo licznych – drobnych i wielkich – niewierności względem Jezusa Chrystusa; obyśmy i my dostąpili łaski wyznania Chrystusowi naszej miłości tyle razy, ile razy się go zaparliśmy w naszym codziennym życiu, w naszych egzystencjalnych wyborach. Amen.

 


 

IV KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

TEMAT: PONCJUSZ PIŁAT

Drodzy Czciciele

Umęczonego Zbawiciela Świata

i Odkupiciela Człowieka!

 

SPRAWIEDLIWY SĘDZIA

Dnia 6 lipca 1535 roku na jednym z pagórków otaczających Londyn ścięto publicznie Tomasza Morusa, świętego Kościoła katolickiego. Dlaczego? Ponieważ będąc Kanclerzem Królestwa Anglii i tym samym pierwszą osobą w Państwie – po Królu Henryku VIII – odmówił uznania Aktu supremacji mocą którego król ogłosił siebie głową Kościoła w Anglii czyniąc zarazem ten Kościół narodowym i zrywając jakiekolwiek więzi ze Stolicą Apostolską w Rzymie. Tomasz Morus nie wziął także udziału w ślubie Henryka VIII z Anną Boleyn oraz w jej koronacji królewskiej gdyż nie uznawał rozwodu jakiego Henryk VIII – samozwańcza głowa Kościoła w Anglii – udzielił sam sobie zrywając małżeństwo z Katarzyną Aragońską. W ocenie Tomasza Morusa rozwód ten i drugie małżeństwo króla były nielegalne. Za sprzeciw woli monarchy, za wierność Stolicy Apostolskiej Tomasz Morus stracił ziemskie życie.

Tomasz Morus był przyjacielem wielkiego humanisty Erazma z Rotterdamu, autorem poważnych dzieł (m. in. Utopii – dzieła o idealnym państwie) oraz licznych wierszy i modlitw. Ponieważ był bardzo zdolnym prawnikiem powierzono mu urząd sędziowski zanim został przewodniczącym parlamentu i tajnym doradcą Henryka VIII, w końcu zaś Kanclerzem Królestwa.

Jako sędzia i jako królewski urzędnik zawsze był sumienny i sprawiedliwy. W ferowaniu wyroków był tak bardzo uczciwy, że powiedziano o nim następujące słowa: Gdyby stawił się przed nim na rozprawie sądowej rodzony ojciec i diabeł, a racja byłaby po stronie diabła, to Tomasz Morus wydałby wyrok na jego korzyść – przeciwko swojemu ojcu. Przekupstwo czy kumoterstwo nie było w jego stylu. Każdy, kto u niego szukał sprawiedliwości, tę sprawiedliwość otrzymywał.

Tomasz Morus pomimo czekającej go śmierci zachował do końca właściwe sobie poczucie humoru. W więzieniu, gdzie czekał na wykonanie orzeczonej kary śmierci urosła mu broda, którą chciano mu zgolić przed ścięciem. Miał wtedy powiedzieć tak: Broda jest zupełnie niewinna. Przecież urodziła się w więzieniu i nie mogła tam popełnić przestępstwa. Czemu więc ma być ścięta.

Dlaczego dzisiaj przywołuję tu pamięć św. Tomasza Morusa? Czynię to dlatego, bo dziś wraz z Wami pragnę się przyjrzeć kolejnej postaci związanej z męką Pana Jezusa, a postacią tą jest Poncjusz Piłat – rzymski dowódca wojskowy, rzymski urzędnik, rzymski sędzia, który skazał Jezusa Chrystusa na krzyżową śmierć. Wyroki Tomasza Morusa zawsze były sprawiedliwe. Czy taki był też wyrok Poncjusza Piłata?

POSTAĆ PIŁATA

Poncjusz Piłat został zamianowany namiestnikiem (czyli prokuratorem) Judei przez cesarza Tyberiusza w 26 roku po narodzinach Jezusa. Jego rezydencją nie była Jerozolima lecz Cezarea Nadmorska. Kilka razy w roku przybywał jednak do Jerozolimy z okazji większych świąt żydowskich, na które tłumnie ściągali Żydzi nie tylko z Judei i Galilei ale także z diaspory. Z tego powodu Piłat chciał osobiście pilnować porządku w Jerozolimie a szczególnie na terenie świątynnym, aby zapobiec ewentualnym rozruchom, które często miały miejsce w związku z napływem Żydów do Świętego Miasta oraz by tłumić ewentualne powstania, które także się zdarzały.

Historyk żydowski Józef Flawiusz oraz filozof żydowski Filon z Aleksandrii opisali Poncjusza Piłata jako człowieka kłótliwego, upartego, awanturnika, chciwca i tyrana, którego Żydzi szczerze nienawidzili. Poncjusz Piłat lubił Żydów prowokować dlatego pozwalał sobie czasami w Jerozolimie na sytuacje, które obrażały ich uczucia religijne, doprowadzając do eskalacji konfliktów. I tak nakazał wprowadzić do Jerozolimy sztandary z wizerunkiem cesarza i tarcze z jego imieniem, co było naruszeniem pierwszego przykazania żydowskiego dekalogu zaś protestujących przeciw tym faktom kazał siec kijami i zastraszyć śmiercią; dalej polecił zgładzić Galilejczyków składających ofiary w Świątyni Jerozolimskiej, którzy byli poddanymi Heroda Antypasa, przez co sprowokował konflikt z tetrarchą Galilei; wreszcie zrabował ze skarbca świątynnego pieniądze, aby wybudować akwedukt sprowadzający wodę do Jerozolimy a wywołane tym faktem powstanie krwawo stłumił.

Za czasów Piłata św. Jan Chrzciciel rozpoczął swoją publiczną działalność. Także Jezus Chrystus zaczął głosić Ewangelię potwierdzając ją licznymi znakami i cudami. W procesie Jezusa Chrystusa Poncjusz Piłat skazał Go na ukrzyżowanie ulegając manipulacjom oraz naciskom starszyzny żydowskiej, choć wydawało się, że był przekonany o Jego niewinności – świadczy o tym gest umycia rąk po wydaniu wyroku skazującego. Z jego polecenia na krzyżu umieszczono tabliczkę z podaniem winy Jezusa: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski. Po śmierci Chrystusa Pana nakazał wydać Jego ciało Józefowi z Arymatei, aby je pogrzebano. Na żądanie starszyzny żydowskiej zaś nakazał postawić straż przy grobie Jezusa.

W roku 35 po narodzeniu Chrystusa Poncjusz Piłat wymordował znaczną liczbę Samarytan, którzy zgromadzili się na Górze Garizim wezwani przez samozwańczego proroka. Za ten czyn został zdjęty z urzędu przez Witeliusza legata Syrii, który był bezpośrednim przełożonym Piłata, i odesłany do Rzymu, aby odpowiedzieć przed cesarzem za mord Samarytan – którzy zasadniczo byli jego lojalnymi poddanymi. Tam najprawdopodobniej popełnił samobójstwo, choć apokryfy i legendy z późniejszych czasów, których sam Piłat miał być autorem, opowiadają o jego nawróceniu, przyjęciu chrztu a nawet o męczeńskiej śmierci.

Warto wspomnieć, że żona Piłata, która tylko jeden raz jest wzmiankowana w Ewangeliach (przez Mateusza) jako postać bardzo pozytywna w apokryfach nosi imię Klaudia Prokula i jest czczona przez chrześcijan prawosławnych w Grecji i Etiopii jako święta.

DLACZEGO SĄD PRZED PIŁATEM

Zapytajmy teraz o to, dlaczego po nocnym sądzie nad Jezusem, który odbył się przed Sanhedrynem zgromadzonym w pałacu najwyższego kapłana Kajfasza, konieczny był drugi proces przed rzymskim namiestnikiem Judei Poncjuszem Piłatem?

Giuseppe Ricciotti, biblista i historyk, wybitny znawca czasów nowotestamentalnych, w swojej książce Życie Jezusa Chrystusa podważa legalność samego procesu Jezusa przed Sanhedrynem z uwagi na to, że: 1. został on przeprowadzony nocą – czego Tora (Prawo Mojżeszowe) jak również prawo rzymskie zakazywały; 2. następnie nie odbywał się on w Sali Posiedzeń Sanhedrynu, gdzie Sanhedryn sprawował sądy, lecz w prywatnym domu (pałacu Kajfasza) – a więc w miejscu niewłaściwym na sprawowanie sądu; 3. materiał dowodowy w postaci zeznań świadków był sfingowany – Ewangeliści wprost stwierdzają, że podstawiono dwóch fałszywych świadków; 4. wreszcie wyrok na Jezusa był z góry ustalony – śmierć za bluźnierstwo; 5. i w końcu Kajfasz tak pokierował postępowaniem przed Sanhedrynem, by wymusić na Jezusie (pod przysięgą) przyznanie do tego, że jest Synem Najwyższego czyli Boga – zanegowanie tej prawdy przez Jezusa byłoby kłamstwem z Jego strony.

Sanhedryn żydowski miał zachowane przez Rzymian pewne prerogatywy sądownicze w stosunku do Żydów i nawet mógł wydawać wyroki skazujące ich na śmierć. Te jednak zawsze wymagały zatwierdzenia przez namiestnika Judei, czyli w wypadku Jezusa, przez Poncjusza Piłata.

Jak twierdzi wspomniany już przeze mnie Giuseppe Ricciotti namiestnicy Judei nigdy jednak nie zatwierdzali wyroków Sanhedrynu skazujących Żydów na śmierć jeżeli były one wydane z naruszeniem elementarnych zasad prawa rzymskiego, albo też gdy dotyczyły one spraw mających czysto religijny charakter. Kajfasz, podobnie jak i cały Sanhedryn, doskonale o tym wiedział dlatego musiał sprowokować Poncjusza Piłata do przeprowadzenia drugiego, czysto cywilnego procesu, w taki sposób, by: 1. proces ten nie stanowił jedynie kontroli praworządności postępowania przed Sanhedrynem – wyrok Sanhedrynu bowiem musiałby zostać oddalony jako wydany z naruszeniem praworządności, oraz 2. by proces ten nie dotyczył jedynie zatwierdzenia wyroku wydanego w czysto religijnej sprawie przez Sanhedryn, gdyż oskarżenie skierowane przeciwko Jezusowi w żaden sposób nie naruszało porządku społecznego i religijnego Imperium Rzymskiego.

Kajfasz postanowił więc oskarżyć Jezusa przed Piłatem o przestępstwo polityczne, które zostało przez niego sformułowane następująco: Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza – Króla (Łk 23, 2). Oskarżenie owo zawiera trzy aspekty: 1. Ukazuje Jezusa jako buntownika, który wzywa Izraela do nieposłuszeństwa cesarzowi; 2. Nieposłuszeństwo to ma polegać na odmowie płacenia narzuconych przez cesarza podatków; 3. Wreszcie nieposłuszeństwo to stanowi uzurpowanie sobie przez Jezusa Chrystusa władzy nad Żydami ze względu na to, że Jezus nazywa siebie Mesjaszem a więc Królem Izraela. Aby swoje oskarżenie uprawdopodobnić wobec Piłata Kajfasz nakazał Jezusa związać i związanego stawić przez namiestnikiem, o czym Mateusz w swojej ewangelii napisał następująco: Związawszy Jezusa, zaprowadzili i wydali Go w ręce namiestnika Poncjusza Piłata (Mt 27, 2).

Związanie Jezusa z polecenia Sanhedrynu – jak twierdzą amerykańscy bibliści Cuertis Mitch i Edward Sri w swoim Katolickim Komentarzu do Pisma Świętego – było celowe. Chciano w ten sposób stworzyć wrażenie, że Jezus jest niebezpiecznym przestępcą politycznym. W takim kontekście Piłat nie mógł postąpić inaczej – musiał rozpocząć rzymski proces Jezusa Chrystusa.

PRZEBIEG SĄDU

Wydaje się – tak twierdzą niektórzy bibliści i historycy – że Piłat od kilku lat sprawujący swój urząd w Judei musiał mieć jakąś wiedzę na temat Jezusa. Przecież wieści o Jego nauczaniu i sława jego cudów rozchodziła się po całym kraju. Dlatego zdawał sobie sprawę z tego, że oskarżenie Kajfasza i Sanhedrynu nie opiera się na prawdzie. Musiał jednak zbadać wątek królewskiej godności Jezusa, gdyż ten wątek godził w prawo cesarza do rządów w Judei i panowania nad Żydami.

Pierwszym pytaniem (według Jana Ewangelisty) jakie Piłat postawił Jezusowi było pytanie następujące: Czy Ty jesteś Królem Żydowskim? (J 18, 33) Pan Jezus udzielił Piłatowi odpowiedzi, która choć nie wprost to jednak zdaje się być twierdząca: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli Ci o mnie? Słowa te powinny zaniepokoić Poncjusza Piłata, ale w dalszym dialogu prowadzonym z Jezusem, który miał miejsce w Pretorium bez udziału Żydów – ci bowiem ze względu na kultyczną czystość nie weszli do środka, aby móc obchodzić Paschę – Piłat został uspokojony. Jezus bowiem wyjaśnił mu, że Jego Królestwo nie jest państwem, nie jest królestwem politycznym, nie ma terytorium ani wojska – ale ma wymiar duchowy, bo nie jest z tego świata: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby Królestwo Moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś Królestwo moje nie jest stąd (J 18, 33 nn).

Piłat przekonawszy się, że zarzuty Kajfasza i Sanhedrynu nie są zgodne z prawdą próbował Jezusa przynajmniej trzy razy uwolnić. Ostatecznie odwołując się do paschalnego zwyczaju – polegającego na tym, że na święto Paschy zwykł uwalniać z wiezienia jednego skazańca – Piłat zaproponował uwolnienie Jezusa. Kajfasz jednak podburzył tłum, w którym znajdowali się też stronnicy Barabasza – przestępcy skazanego za morderstwo – aby zażądać uwolnienia Barabasza a dla Jezusa zażądać skazania na śmierć krzyżową.

Dlaczego Piłat chciał uwolnić Jezusa? Czy tylko z tego powodu, że w procesie starszyzna Izraela nie potrafiła merytorycznymi argumentami dowieść Jego winy? Czy może z innego powodu?

Francisco Fernandez – Carvajal w książce Życie Jezusa według Ewangelii. Droga do Ojca zwraca uwagę na to, że Jezus właściwie wypowiedział zaledwie kilka zdań pod adresem Piłata w swoim procesie rzymskim. Zasadniczo Jezus w tym procesie milcz. Ta postawa musiała zdumieć Piłata ale też i zastanowić stając się źródłem jego pewności o niewinności Jezusa. Fernandez – Carvajal napisał o tym następująco: Przyjęta przez Jezusa postawa milczenia podczas procesu jest niezwykle majestatyczna: widzimy Jezusa wyprostowanego naprzeciw rozwrzeszczanego, podnieconego tłumu, który sięga po fałszywe świadectwa, aby wypaczyć słowa Jezusa. Pośrodku rozszalałego tłumu, miotanego ludzkimi namiętnościami Jezus trwa w milczeniu, które jest przepełnione zmiłowaniem i przebaczeniem, które nie ma nic wspólnego z obojętnością i pogardą dla ubliżających mu. W takim kontekście Piłat nabrał przekonania o niewinności Jezusa, na co być może miała także wpływ jego żona Klaudia Prokula, o czym św. Mateusz napisał następująco: A gdy on (Piłat) odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu (Mt 27, 19). Nie znamy treści snu Klaudii Prokuli ale jej ostrzeżenie przesłane Piłatowi nazywa Jezusa Sprawiedliwym, a jeśli sprawiedliwym to także niewinnym.

Wydaje się, że ostatecznym motywem dla którego Piłat spełnił żądanie Arcykapłana i Sanhedrynu był zwykły ludzki strach. Po ubiczowaniu i wyszydzeniu Jezusa przez wojskową kohortę (kohorta liczyła 625 żołnierzy i taka liczba stacjonowała zwykle w Jerozolimskiej twierdzy Antonia) Piłat ukazując Żydom skrwawionego i sponiewieranego Jezusa jeszcze raz chciał Go uwolnić. Usłyszał jednak groźne oskarżenie: Jeżeli Go uwolnisz nie jesteś przyjacielem cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi (J 19, 12). Piłat doskonale wiedział, że w Rzymie mieszka spora diaspora żydowska, której członkowie mieli wpływy na dworze imperatora. Łatwo mogli je wykorzystać aby oskarżyć go o wrogość wobec władcy, co zaskutkowałoby niechybną śmiercią Piłata. Prokurator Judei uległ więc manipulacjom Arcykapłana i Sanhedrynu – przyparty do muru, wbrew oczywistym faktom, skazał Jezusa na śmierć przez ukrzyżowanie. Zewnętrznym znakiem niewinności Jezusa i odpowiedzialności Starszyzny Izraela za Jego śmierć, a także znakiem wolności Piłata od odpowiedzialności za śmierć Jezusa, był gest umycia rąk, o czym Mateusza napisał następująco: Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz. A cały lud zawołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze. (Mt 27, 24 – 25). Naród żydowski tym stwierdzeniem wziął na siebie odpowiedzialność za niesprawiedliwy wyrok wydany na Jezusa przez Namiestnika oraz za jego śmierć krzyżową.

TITULUS DAMNATIONIS/CRUCIS

Wyrok wydany przez Piłata nie był jednak jego ostatnim słowem w tej sprawie. Konflikt ze Starszyzną Izraela przegrał. Postanowił jednak zemścić się wypisując domniemany tytuł winy Jezusa na specjalnej tabliczce – zgodnie z rzymskimi zasadami procesu karnego – i to w trzech językach: greckim, łacińskim i hebrajskim, aby każdy Żyd mógł go przeczytać. A tytuł winy Jezusa brzmiał: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowki (J 19, 19). Arcykapłan i Sanhedryn od razu zorientowali się, że w ten sposób Piłat mści się na nich jako na przywódcach Izraela, gdyż tak sformułowanym tytułem oskarża ich publicznie o to, że zamordowali swojego Króla – Mesjasza. Dlatego też zarządali korekty tego napisu tak, by brzmiał on następująco: Jezus Nazarejczyk, który powiedział o osbie Jestem Królem Żydowskim (J 19, 21). Tym razem jednak Piłat był nieugięty. Stwierdził więc krótko: Com napisał, napisałem (J 19, 22).

Rzymskie prawo karne, jakie obowiązywało w czasach Chrystusa Pana na terenie całego Cesarstwa, nakazywało, by po skazaniu człowieka na śmierć krzyżową sporządzić drewnianą tabliczkę i umieścić na niej odpis wyroku z podaniem winy skazanego. Tabliczkę tę, w pochodzie ze skazańcem na miejsce stracenia, niósł na początku pochodu urzędnik sądowy zwany po łacinie lictor. Po przybiciu skazańca do krzyża przybijano także do niego ową tabliczkę, którą umieszczano nad głową skazańca. Każdy więc mógł dowiedzieć się z niej jakie przestępstwo skazaniec popełnił. Tabliczkę tę nazywano titulus damnationis, czyli tytuł skazania albo tytuł winy. W przypadku Jezusa zwykło się natomiast tabliczkę tę nazywać titulus crucis czyli tytuł ukrzyżowania.

Czy wiadomo co stało się z ową tabliczką, na której Piłat osobiście nakazał umieścić tytuł skazania Jezusa na śmierć krzyżową? Owszem wiadomo.

Po śmierci Jezusa Chrystusa tabliczka ta zaginęła ona na ok. 300 lat. W roku 325 cesarzowa, św. Helena, poszukując w okolicach jerozolimskiego wzgórza Golgoty krzyża, na którym umarł Pan Jezus, odnalazła ową tabliczkę wraz z krzyżem. Tabliczka ta zawierała tytuł winy Jezusa napisany, tak jak mówi o tym Ewangelia Janowa, w trzech językach: łacińskim, hebrajskim i greckim. Miała ona 50 cm wysokości i 28 cm szerokości, a wykonana była z drzewa orzechowego, które pokryto wapnem. Św. Helena podzieliła tą tabliczkę na dwie równe połowy: górną i dolną. Jedną część pozostawiła w Jerozolimie, drugą zaś zabrała ze sobą do Rzymu. W 383 roku tę jerozolimską część tabliczki z podaniem winy Jezusa oglądała, pielgrzymując po Ziemi Świętej, mniszka Egeria, zaś w 570 roku oglądał ją inny pielgrzym, Antoni z Piacenzy. Oboje też pozostawili opisy tej tabliczki. Rzymska część tabliczki zawierającej titulus crucis nie zaginął i jest po dzień dzisiejszy przechowywany w Bazylice Świętego Krzyża z Jerozolimy, która znajduje się w Rzymie. W 1997 roku prof. Michael Hesemann uzyskał zgodę na jej przebadanie i potwierdził autentyczność tejże relikwii. W ten sposób też została uwiarygodniona prawda Ewangelii.

NASZE ŻYCIE

Nasza egzystencja bardzo często stawia nas w sytuacji, w której musimy dokonać jakiejś oceny, wartościowania, a nawet musimy wydać sąd. Zachować przy tym elementarną sprawiedliwość wcale nie jest łatwo: kierujemy się bowiem swoimi własnym odczuciami bądź emocjami, kierujemy się opinią społeczną zwłaszcza tą jaka ferowana jest przez dziennikarzy – przecież nie zawsze obiektywnych i bezstronnych, nawet w takich sytuacjach zdarza nam się kierować spodziewanymi osobistymi korzyściami. Bywa więc tak, że nie kierujemy się obiektywną prawdą lecz jak Piłat obłudnie pytamy o to, czym jest prawda. W takich sytuacjach bywamy niesprawiedliwi i takie też są ferowane przez nas wyroki.

Piłat chciał uwolnić Jezusa, gdyż był przekonany o Jego niewinności. Miał także świadomość, że Jezus został oskarżony przez elity narodu wybranego (arystokrację kapłańską oraz członków Sanhedrynu) z chęci zemsty za wielokrotną i surową krytykę jaką Jezus kierował pod jej adresem w swoim nauczaniu. Każda jednak próba uwolnienia Jezusa kończyła się niepowodzeniem. Dlaczego? Bo zmanipulowany przez Kajfasza i Sanhedryn tłum krzyczał domagając się ukrzyżowania Jezusa; w końcu zaś zagrożono Piłatowi oskarżeniem go przed cezarem o wrogość względem niego czyli o zdradę stanu. Piłat uległ w obawie o utratę stanowiska, o pozbawienie dochodów z tym stanowiskiem związanych, w obawie o utratę życia za zdradę stanu. Jako znak protestu przeciwko temu, że musiał ulec przemocy ze strony tłumu i elit żydowskich umył ręce. Czy to jednak uwalnia go od winy za wydanie wyroku skazującego niewinnego Jezusa na śmierć krzyżową? Uważam, że nie. Piłat jest winny, choć może większą winą mają ci co krzyczeli: Krew Jego na nas i dzieci nasze (Mt 27, 25); na pewno zaś główną winę ponoszą Ci, którzy manipulowali wszystkimi zaangażowanymi w skazanie Jezusa, kierując się wrogością i nienawiścią do Niego, choć powiedział: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5, 44 – 45).

Quidquid agis prudenter agas et respice finem – cokolwiek czynisz czyń roztropnie (dobrze) i przewiduj koniec (patrz na koniec), to stwierdzenie Owidiusza, które zachęca nas do tego abyś wydając sądy patrzyli także na ich konsekwencje. Nie możemy bowiem czuć się wolnymi od winy jeśli kogoś dotyka krzywda z naszego powodu (ze względu na wydany przez nas sąd). Nawet wywierana na nas presja nigdy nie znosi całkowicie naszej odpowiedzialności i nie uwalnia nas od winy. Amen.

 


 

V KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

TEMAT: MATKA JEZUSA I NASZA

Drodzy Czciciele Jezusa Chrystusa,

Umęczonego Zbawiciela Świata!

 

LITEWSKA MATKA

Przed wielu laty, na Litwie umierała młoda jeszcze kobieta. Od 3 lat była wdową. Była też matką czworga dzieci, które bardzo kochała. Zanim zmarła poprosiła do swego domu kapłana z ostatnimi – jak to się wówczas mówiło – sakramentami. Po spowiedzi, namaszczeniu chorych oraz komunii świętej przyjętej na sposób wiatyku poprosiła księdza, by zechciał spisać jej testament i by ten testament odczytał na pogrzebowej Eucharystii.

Gdy owa kobieta – wdowa i matka – odeszła do Pana, po wieczną nagrodę, na Mszy świętej pogrzebowej ksiądz zamiast kazania odczytał jej testament. Testament ten stanowił pożegnaniem matki ze swoimi dziećmi. Oto jego treść:

Kochane Dzieci!

Najcenniejszą rzeczą jaką miałam w ziemskim życiu były rany naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dlatego te rany chcę pozostawić wam, w testamencie.

Ty Janku jesteś najstarszym z całego rodzeństwa, dlatego zostaniesz po mojej śmierci głową rodziny. Stąd też tobie daję w spadku najświętsze rany głowy Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś dobrze, mądrze i pobożnie kierował swoim rodzeństwem.

Ty Marysiu będziesz musiała stać się dla swojego rodzeństwa matką. Sprzątanie, pranie, gotowanie, troska o dom i jego otoczenie spadną na ciebie, dlatego musisz mieć silne dłonie, abyś podołała swoim licznym obowiązkom, stąd też tobie daję w spadku najświętsze rany rąk Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Mikołaju, ty będziesz musiał pomagać Jankowi i Marysi w zdobywaniu środków na wasze utrzymanie, dlatego codziennie będziesz musiał przemierzać wiele kilometrów w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy. Daję ci więc w spadku najświętsze rany nóg Pana Jezusa, abyś z ich pomocą codziennie szczęśliwie wychodził z domu i do niego wracał po całym dniu ciężkiej pracy.

I wreszcie ty Kasiu. Jesteś najmłodszym z moich dzieci i dlatego tobie będzie najtrudniej pogodzić się z moją śmiercią. Ty będziesz tęsknić za moją do ciebie miłością, ty będziesz szukać mojego serca, do którego codziennie tuliłaś swoją głowę, dlatego tobie daję w spadku najświętszą ranę Najświętszego Serca Boskiego Zbawiciela.

Kiedy kapłan zakończył czytanie testamentu w kościele rozległ się szloch. Po pogrzebie zaś cała miejscowość otoczyła osierocone dzieci serdeczną opieką, tak iż nigdy nie cierpiały biedy i wyrosły na dobrych, uczciwych ludzi. Wszyscy zaangażowali się też w to, by dzieci nie zostały rozdzielone przez władze cywilne oraz by żadne z nich nie trafiło do sierocińca.

Skąd biorą się takie kobiety i takie matki jak ta litewska matka? Z tego wspaniałego wzoru jaki mają w osobie Maryi z Nazaretu, którą Bóg przewidział w swoim planie zbawienia i wybrał już w raju na Niewiastę, której potomstwo – Jezus Chrystus – zmiażdży głowę węża czyli szatana; sam zaś zostanie ugodzony przez tegoż węża czyli szatana w piętę.

A zatem dzisiaj kilka słów o Maryi, która w męce Pana naszego Jezusa Chrystusa ma swoje miejsce i swoją misję do zrealizowania. Powiedzmy to od razu: Maryja w tej męce jest bardzo pozytywną postacią, która od początku do samego końca jest przy swoim umiłowanym Synu Jezusie Chrystusie, aby dzielić Jego cierpienia.

CO WIEMY O MARYI Z NAZARETU?

Imię Maryja (Maria) w języku hebrajskim (Mirjam) ma wiele znaczeń: gorycz, smutek, pani, napawająca radością, przyczyna naszej radości oraz ukochana przez Jahwe – etymologia tego imienia nie jest więc do końca pewna. Wydaje się jednak, że każde z tych określeń zawiera w sobie jakiś konkretny aspekt życia tej, która towarzyszyła Jezusowi Chrystusowi nie tylko w Jego doczesnym życiu ale także w Jego ostatniej ziemskiej drodze – krzyżowej drodze.

Maryja, Matka Jezusa Chrystusa pochodziła z Nazaretu. Jako młoda dziewczyna została zaślubiona Józefowi, który zajmował się obróbką drewna (cieśla, stolarz ale też być może rzeźbiarz na co wskazuje greckie słowo thekton użyte w Ewangelii Łukasza). Matka Pana była krewną (być może kuzynką) Elżbiety, żony Zachariasza i matki Jana Chrzciciela. Po zaślubinach z Józefem, jeszcze zanim zamieszkała z nim pod jednym dachem – za sprawą Ducha Świętego – Maryja poczęła. Ten fakt stał się przyczyną rozterek i bolesnego niepokoju Józefa, który postanowił Ją (lub się – bo i na takie twierdzenie pozwalają Ewangelie) oddalić. Wprowadzony we śnie przez Boga w tajemnicę wcielenia Jezusa Chrystusa, Józef wziął swoją Małżonkę do siebie.

Dowiedziawszy się, że jej krewna, już podeszła w latach, Elżbieta także została matką, Maryja udała się w góry do miasta Ain-Karim w pokoleniu Judy, gdzie pozostała przez trzy miesiące – najprawdopodobniej służąc Elżbiecie – aż do narodzin Jana Chrzciciela. Podczas nawiedzenia Elżbiety Maryja wyśpiewała wspaniały hymn radości i dziękczynienie zaczynający się od słów Magnificat anima mea Dominum – Uwielbiaj dusza moja Pana. Po narodzinach Jana Chrzciciela Maryja wróciła do domu swego małżonka Józefa, do Nazaretu.

Ze względu na zarządzony przez władze rzymskie spis ludności, który prawdopodobnie miał tylko lokalny zasięg, Maryja udała się wraz z Józefem do Betlejem – siedziby rodu Jessego, z którego wywodził się król Dawida oraz Józef, a być może i sama Maryja – aby zgodnie z obowiązującym prawem poddać się owemu spisowi. Na wschodzie w czasach Jezusa (i nie tylko w Jego czasach) był taki obowiązek, aby na spis udać się do tej miejscowości, z której wywodził się ród osoby spisowi podlegającej; nie można było zostać spisanym w miejscu zamieszkania. Tam, w Betlejem, Maryja urodziła Jezusa Chrystusa. Historycy i bibliści nowożytni – korygując błąd jaki w V wieku popełnił mnich ormiański Dionisius Exiguus (Dionizjusz Mniejszy) próbujący obliczyć datę narodzin Pana Jezusa – są zdania, że wydarzenie to miało miejsce ok. 7/6 roku przed naszą erą.

Po nawiedzeniu Maryi wraz z Jezusem i Józefem przez pasterzy, a potem mędrców ze wschodu – z godnie z przepisami Tory – Maryja udała się wraz z Jezusem i Józefem do Jerozolimy, aby w świątyni złożyć ofiarę za swoje oczyszczenie oraz ofiarę wykupu za Jezusa – pierworodnego syna. Podczas obrzędu starzec Symeon, natchniony przez Ducha Świętego, rozpoznał w Jezusie oczekiwanego Mesjasza, zaś pod adresem Maryi wypowiedział proroctwo: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. W ten sposób zapowiedział Maryi jej przyszłe cierpienia związane przede wszystkim z drogą krzyżową Pana.

Po wypełnieniu przepisanych przez Torą obrzędów Maryja z Jezusem i Józefem – ze względu na grożące Jezusowi niebezpieczeństwo ze strony władzy politycznej (króla Heroda) – udała się na emigrację do Egiptu, skąd powróciła z najbliższymi, po zażegnaniu niebezpieczeństwa, w rodzinne strony i osiadła w Nazarecie. Tam mieszkała przez kolejne 30 lat, których treść pozostaje dla nas tajemnicą. Wiemy jedynie tyle, że każdego roku udawała się z Jezusem i Józefem do Jerozolimy na Paschę; podczas jednej z tych pielgrzymek dwunastoletni Jezus zagubił się Jej pozostawszy w Świątyni, Ona zaś z Józefem, pełna niepokoju, szukała Go przez trzy dni. Prawdopodobnie w ciągu tych trzydziestu lat życia nazaretańskiego Maryja owdowiała.

Kiedy Jezus rozpoczynał swoją publiczną działalność Maryja była razem z Nim i Jego uczniami na weselu w Kanie Galilejskiej, gdzie na Jej prośbę Jezus uczynił pierwszy znak (cud) – przemienił wodę w wino. Najprawdopodobniej Maryja, przynajmniej od czasu do czasu, towarzyszyła Jezusowi w Jego publicznej działalności. Nie rozumiejąc do końca Bożych spraw oraz tajemnicy Jego posłannictwa próbowała wraz z krewnymi odwieść Jezusa od grożących mu niebezpieczeństw ze strony żydowskiej arystokracji świątynnej, dlatego prosiła Jezusa o możliwość rozmowy.

Razem z innymi kobietami i umiłowanym uczniem Syna – Janem, była pod krzyżem w godzinę śmierci Jezusa. Tam została przez Jezusa oddana w opiekę Janowi, który z Jego woli stał się synem Maryi; Maryja zaś stała się matką Jana. Najprawdopodobniej Maryja uczestniczyła też w pogrzebie Jezusa.

Czy po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazał się umiłowanej Matce? Dowodów w Nowym Testamencie na to nie mamy. Wielu Ojców Kościoła (Tacjan, Efrem Syryjczyk, Sabeliusz i inni) jest jednak zdania, że zmartwychwstały Chrystus – zanim ukazał się swoim uczniom – najpierw ukazał się swej Matce. Po Jego wniebowstąpieniu Maryja towarzyszyła młodemu Kościołowi trwając z nim na modlitwie i oczekując na zesłanie Ducha Świętego. Dalsze fakty z życia Maryi nie są znane. Dzieło apokryficzne Transitus Mariae – Przejście Maryi podaje, że zakończyła życie w Jerozolimie ok. 52 roku naszej ery i została przez apostołów złożona w grobie, z którego Jezus zabrał Ją z duszą i ciałem do nieba. O. Pius Czesław Bosak OP w swojej książce Kobiety w Biblii. Słownik – Konkordancja (która zresztą posłużyła do opracowania powyższego biogramu Maryi) przypomina, że istnieje jeszcze druga (wschodnia) tradycja, zgodnie z którą Maryja odeszła do Syna w Efezie (dzisiejsza Turcja), będąc do końca przy św. Janie Apostole i Ewangeliście.

PROROCTWO SYMEONA

Dla określenia roli Maryi w zbawczej męce Jezusa Chrystusa istotne znaczenie ma wspomniane powyżej proroctwo Symeona, które zostało wypowiedziane przez niego w świątyni jerozolimskiej po tym, jak Maryja i Józef wypełnili przepisy Tory o ofierze oczyszczenia kobiety, ze względu na upływ krwi przy porodzie, oraz ofierze wykupu pierworodnego syna. Symeon napełniony Duchem Świętym trzymając małego Jezusa w swoich rękach powiedział wtedy o Nim: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak któremu sprzeciwiać się będą. Następnie zaś skierował swoje słowa pod adresem Maryi: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysł serc wielu (Łk 2, 34 – 35).

Najpierw Symeon przepowiedział więc czekające na Jezusa poważne trudności w realizacji Jego posłannictwa, gdyż wielu Żydów wystąpi przeciw Niemu sprzeciwiając się nie tylko Jego nauczaniu, ale i Jego wyjątkowej godności wynikającej z odwiecznego zrodzenia z Ojca niebieskiego (wszak Jezus Chrystus jest Bogiem z Boga, Światłością ze Światłości). Czy Symeon widział wtedy krzyż, który Chrystus weźmie na siebie aby przejść drogą krzyżową i na tym krzyżu umrzeć? Tego nie wiemy. Widział jednak Izraelitów sprzeciwiających się Jezusowi, którzy z tego powodu upadną, czyli utracą swoją szansę na to, by uwierzyć w Jezusa i stać się członkami nowego Izraela, t. j. Kościoła. Widział też innych Izraelitów – takich, którzy uwierzą w Jezusa i powstaną (najprawdopodobniej) ze swoich grzechów. Oni też zostaną włączeni w nowego Izraela czyli Kościół.

Symeon, napełniony Duchem Świętym, dostrzegał w tych trudnościach jakie czekają na Jezusa także obecność Jego Matki – Maryi. Ta obecność w jego wizji była pełna boleści, skoro wspomniał miecz jaki przeszyje duszę Maryi – chyba nie tylko z powodu krzyża, krzyżowej drogi i śmierci Jezusa – także z tego powodu, że pomimo niezmierzonego dobra jakie Jezus będzie głosił ludziom i czynił ludziom, w niektórych ludzkich sercach powsta złe, wrogie, okrutne zamysły, czyli pełne nienawiści do Jezusa plany.

Gdzieś tam w tym proroctwie Symeona zrodził się tytuł jakim chrześcijanie przyozdobili swoją i Chrystusa Matkę nazywając Ją Matką Bolesną. Sztuka średniowieczna przedstawiając Maryję w różnych wizerunkach czasami ukazywała Ją z jednym mieczem wbitym w Jej serce – zgodnie z tym co zapowiedział Symeon. Z czasem jednak tych mieczy zaczęto przedstawiać siedem (także w mojej rodzinnej parafii – Mochowie – w bocznym ołtarzu kościoła parafialnego jest wizerunek Maryi z siedmioma mieczami przeszywającymi Jej pierś). Abp (Nowego Jorku) Fulton J. Sheen w swojej książce Maryja, pierwsza miłość świata twierdzi, wyjaśniając dlaczego owych mieczy jest siedem, że pierwszy miecz przeszył duszę (serce) Maryi, gdy usłyszała proroctwo Symeona; drugi, gdy wraz z innymi ludźmi całego świata i wszystkich epokach musiała wraz z małym Jezusem znosić los wygnańca w obcej (egipskiej) ziemi; trzeci, gdy na trzy dni utraciła swojego Syna podczas pielgrzymki rodzinnej do Jerozolimy (gdy Jezus miał lat dwanaście); czwarty, gdy zobaczyła Jezusa z krzyżem na ramionach – kształtem swoim przypominającym miecz – na krzyżowej drodze; piaty, gdy krzyżowano Jej Syna a potem lżono Jego samego i Jego zbawcze cierpienie; szósty, gdy Jezus zawołał, że oddaje ducha w ręce Ojca i skonał; siódmy, gdy martwe ciało Jezusa złożono Jej na kolanach, następnie zaś w grobie.

Na pewno towarzyszenie Maryi swojemu Synowi Jezusowi w Jego krzyżowej drodze i męce; owe liczne cierpienia, które wówczas przeżywała w swojej duszy (sercu) sprawiają, że Maryja ma wyjątkowe miejsce w zbawieniu i odkupieniu jakie Chrystus dał światu i ludzkości na krzyżu. Czy jednak można z tego powodu nazywać Maryję współwłaścicielką?

Na ten temat istnieje bardzo wiele diametralnie sprzecznych poglądów: wielu teologów odrzuca tytuł Maryi jako współodkupicielki, wielu też teologów Maryi ten tytuł przyznaje. Pius XII w encyklice Mystici Corporis napisał na ten temat takie słowa: Maryja najściślej zjednoczona ze swym Synem złożyła Go w ofierze Bogu Przedwiecznemu na Golgocie, rezygnując zarazem ofiarnie ze swoich macierzyńskich praw i macierzyńskiego przywiązania, jako nowa Ewa, za wszystkich potomków Adama splamionych jego nieszczęsnym upadkiem. Z kolei Konstytucja Dogmatyczna o Kościele Lumen Gentium (nr 58) Soboru Watykańskiego II stwierdza w tej kwestii, że: Maryja przy krzyżu najgłębiej ze swym Jednorodzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła się matczynym duchem, z miłością godząc się, aby doznała ofiarniczego wyniszczenia żertwa z niej zrodzona. Te dwie wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła pozwalają mieć nadzieję na to, że być może kiedyś będziemy nazywać Matkę Bolesną Współodkupicielką.

MARYJA NA DRODZE KRZYŻOWEJ

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej w swojej strukturze zawiera dwie stacje, w których wprost obecna jest osoba Matki Chrystusa: to stacja czwarta – Spotkanie Jezusa i Maryi oraz stacja trzynasta – Złożenie Ciała Jezusa na łonie Maryi. W żadnej z Ewangelii jednak tych scen nie ma. Czy zatem jest prawdopodobne, że w ogóle miały miejsce?

Ewangelia Janowa relacjonując wydarzenia z Golgoty stwierdza wprost obecność Maryi pod krzyżem Jezusa oraz przytacza ostatnie słowa Jezusa, jakie z wysokości krzyża skierował do swojej Matki. Skoro Maryja była pod krzyżem to pewnym jest, że była także przy zdjęciu ciała Jezusa Chrystusa z krzyża i Jego pogrzebie. Trzynasta stacja drogi krzyzowej, która do zdjęcia Jezusa z krzyża dodaje informację o złożeniu Jego ciała na łonie czy kolanach Matki jest więc bardzo mocno prawdopodobna; w każdym bądź razie to zdarzenie jest jak najbardziej logiczne w kontekście Janowej informacji o obecności Maryi pod krzyżem.

A co ze spotkaniem Jezusa i Maryi na drodze krzyżowej? Jeśli Maryja jest na Golgocie pod krzyżem Jezusa i słucha Jego ostatnich słów skierowanych wprost do niej to jest jasne, że tak jak wszyscy ci, którzy znaleźli się w okolicach krzyża i ona musiała przejść drogą od wieków zwaną krzyżową. Nie wyobrażam sobie, by matka w dramatycznym momencie życia syna nie pragnęła być blisko niego, dlatego z racji psychologicznych i emocjonalnych spotkanie Jezusa z Matką na drodze krzyżowej jest możliwe i uznałbym je za prawdziwe.

Na Górze św. Anny kalwaryjska kaplica Spotkania Jezusa z Matką ma bardzo ciekawy kształt – jest to kształt serca. I często przy tej kaplicy podczas prowadzonych rozważań podkreśla się, że owo spotkanie było spotkaniem dwóch najwspanialszych Serca – Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi; zwraca się też uwagę na to, że było to spotkanie pełne bólu z obu stron ale przecież bólu przepełnionego miłością. Na zawsze pozostanie tajemnicą to, co wtedy działo się między Jezusem i Maryją – Niezwykłym Synem i Niezwykłą Matką. My możemy sobie to tylko wyobrazić, ale pewności nigdy nie osiągniemy i tak niech zostanie: uczucie matczyne i synowskie zawsze owiane jest jakimś nimbem tajemnicy, zwłaszcza gdy cieniem kladzie się na nim jakiś życiowy dramat. Zostawmy więc to i zamiast spekulować stańmy raczej z Maryją i Janem – umiłowanym uczniem Jezusa, na Golgocie aby wsłuchać się w ostatnie słowa wypowiedziane do nich przez umierającego Pana. Jan tak o tym napisał: Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka Twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

Ostatnią wolą odchodzącego Jezusa było, aby Maryja przyjęła umiłowanego ucznia za swojego Syna i aby umiłowany uczeń przyjął Maryję za swoją Matkę. Wprawdzie Jan nie mówi nigdzie, że w tej scenie chodzi o niego, ale tylko on o tym wydarzeniu wspomina w swojej Ewangelii i cała tradycja jego uznaje za umiłowanego ucznia Jezusa Chrystusa. Nie ma więc powodu, aby wątpić w to, że chodzi tu o niego.

Znamienne jest, że Pan Jezus nie zwrócił się do Maryi po imieniu; nie powiedział też do niej Mamusiu, Mamo czy Matko ale powiedział do Niej – Niewiasto. Dlaczego? Na początku historii zbawienia, gdy Bóg ułożył plan jej realizacji, przewidział w nim miejsce dla Niewiasty, gdy rzekł do węża: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej: Ono ugodzi cię w głowę, a ty ugodzisz Je w piętę (Rdz 3, 15). Pan Jezus nazywając tym tytułem swoją Matkę zaświadcza, że to Ona jest ową przewidziana i wybraną przez Boga Niewiastą, aby z Niej narodził się potomek, które zmiażdży głowę węża i naprawi to co pierwsza Niewiasta – Ewa zepsuła. A zatem informacja o Niewieście dana przez Boga w Raju i wskazanie Maryi jako Niewiasty przez Boga i Człowieka zarazem na Golgocie to niejako okładki Księgi Historii Zbawienia pomiędzy którymi zawarte jest wszystko.

Jeśli Jezus z wysokości krzyża określa Maryję tytułem Niewiasty to swojej ostatniej woli nadaje zarazem szersze i teologiczne znaczenie: Niewiasta Maryja ma zostać nie tylko Matką umiłowanego ucznia, ale Matką całej ludzkości; z drugiej strony zaś nie tylko umiłowany uczeń ma zostać synem Niewiasty, ale cała ludzkość: ponieważ Jezus kocha wszystkich, a więc wszyscy jesteśmy Jego umiłowanymi uczniami i tym samym dziećmi Maryi; Ona – Niewiasta jest zaś naszą Matką. Amen.

 


 

VI KAZANIE PASYJNE – ZABRZE ŚW. ANDRZEJ 2020 ROK

TEMAT: SZYMON Z CYRENY I SETNIK

Drodzy Czciciele

Umęczonego Zbawiciela Świata

i Odkupiciela Człowieka!

 

ŚW. AMBROŻY PRZYMUSZONY

W Wielki Piątek 397 roku zaczęła się agonia św. Ambrożego. Następnego dnia – w Wielką Sobotę 397 roku – wielki Biskup Mediolanu, mądry Ojciec Kościoła i człowiek głębokiej wiary odszedł po wieczną nagrodę w niebie. Było to 4 kwietnia; wczoraj więc przypadała 1.623 rocznica tego wydarzenia.

Ambroży urodził się w Trewirze ważnym ośrodku Cesarstwa rzymskiego w 334 lub 340 roku. Nie był chrześcijaninem. Po śmierci ojca razem z matką i rodzeństwem (siostrą Marceliną i bratem Satyrem) przeniósł się do Rzymu. Tam odbył studia prawnicze oraz dogłębnie poznał kulturę klasyczną stając się znawcą dzieł wielu autorów greckich i łacińskich. Jego ulubionym filozofem był Cyceron.

W roku 365 Ambroży opuścił Rzym i wyjechał z bratem Satyrem do Sirmium miasta leżącego w dzisiejszej Bośni, aby tam odbyć staż prawniczy i urzędniczy u prokonsula Sekstusa Klaudiusza Probusa. Staż wypadł znakomicie i Ambroży został w 370 roku zamianowany konsulariuszem (consularius) regionu Emilia – Liguria, którego stolicą był Mediolan – ówczesna stolica całego Imperium Romanum – tam bowiem od jakiegoś czasu rezydowali cesarze wraz z dworem. Konsulariusz (consularius) Emilii – Ligurii był postacią jak najbardziej pierwszoplanową w administracji cesarskiej. Ambroży był bowiem odpowiedzialny za sądownictwo, porządek publiczny, utrzymanie przejezdności dróg, pobieranie podatków, koordynację kompetencji innych urzędników cesarskich.

W Mediolanie Ambroży dogłębnie poznał naukę chrześcijańską i zapragnął przyjąć chrzest. Został więc katechumenem. Bolał nad tym, że w Kościele istniały podziały; w Mediolanie prócz katolików byli także arianie, którzy cieszyli się poparciem cesarza Walentyniana I. Także ówczesny biskup Mediolanu – imieniem Aukscencjusz – był arianinem, podobnie jak większość chrześcijan Diecezji mediolańskiej. Ambroży jednak pragnął zostać katolikiem.

W 374 roku biskup Aukscencjusz zmarł. Zarządzono więc wybory nowego biskupa Mediolanu (w taki sposób obsadzano wówczas stolice biskupie), na które zjechali się kapłani diecezji mediolańskiej i biskupi sąsiednich diecezji. W katedrze oprócz nich zebrali się także chrześcijanie tej diecezji – w przeważającej mierze arianie. Ambroży, jeszcze nieochrzczony, przybył do katedry aby czuwać nad porządkiem i nie dopuścić do wybuchu zamieszek, których się spodziewano. Kiedy przemówił do zgromadzonych apelując o spokój, przestrzeganie prawa i dokonanie wyboru zgodnie z wolą Boga nagle w kościele rozległ się głos małego dziecka, które krzyknęło: Ambroży Biskupem. Wierzono wtedy, że ustami niewinnych dzieci Bóg przemawia dlatego wkrótce wszyscy zgromadzeni powtórzyli słowa dziecka: Ambroży Biskupem.

Ambroży się bronił przed kościelną godnością, wszak nie był jeszcze ochrzczony. Lud nie przyjął jednak tego argumentu. W nocy więc, konno, uciekł z miasta. Rano, nie wiedzieć jak, znalazł się znowu u bram Mediolanu. Po kilku innych nieudanych próbach zniechęcenia wyborców do swojej osoby uległ i zgodził się porzucić karierę świecką, aby zostać biskupem. Na przełomie listopada i grudnia 374 roku udzielono mu chrztu i bierzmowania dopuszczając go zarazem do pełnego udziału w Eucharystii. Następnie otrzymał wszystkie święcenia – a było ich w IV wieku sporo – w końcu 7 grudnia 374 roku otrzymał sakrę biskupią. Sam potem o swojej drodze do biskupstwa napisał: Przeważyła zadana mi przemoc.

Ambroży był naprawdę świętym i bezkompromisowym biskupem. Gorliwie nauczał lud i sprawował dla niego sakramenty. Przyprowadził do Kościoła i wiary katolickiej św. Augustyna, późniejszego Biskupa Hippony (Afryka Północna) i – tak jak Ambroży – wielkiego Doktora Kościoła. Kiedy cesarz Teodozjusz dokonał rzezi zbuntowanych Tesalonik (dzisiejsza Grecja) Ambroży zabronił cesarzowi wstępu do świątyni uznając go za publicznego grzesznika. Teodozjusz ugiął się wobec woli Biskupa Mediolanu i odprawił publiczną pokutę, którą Ambroży mu nałożył. Umierając Ambroży pozostawił Mediolan katolicki; arian jednak nie prześladował ale swoją mądrością, pobożnością i pokorną wiarą przyprowadził do jedności z Kościołem katolickim.

Dlaczego dziś, podczas ostatniego kazania pasyjnego, przywołuję tę postać? Bo Ambroży przypomina mi dwie postacie ewangeliczne, które wpisały się w zbawczą Mękę Jezusa Chrystusa: Szymona z Cyreny, którego przymuszono do pomocy Jezusowi (Ambrożego przymuszono do zostania biskupem) oraz rzymskiego oficera – setnika, który widząc konanie Jezusa wyznał w Niego wiarę: Prawdziwie ten był Synem Bożym (tę wiarę wyznał też Ambroży gdy przyjmował chrzest, gdy przyjmował sakrę biskupia i gdy innym głosił Chrystusa). Dzisiaj zatem o Szymonie z Cyreny i rzymskim Setniku słów kilka.

SZYMON Z CYRENY

O Szymonie z Cyreny mówią wszyscy trzej synoptycy, czyli: Marek, Mateusz i Łukasz. Przyznać trzeba, że ich relacje o Szymonie z Cyreny są dość zgodne. Co to znaczy? Każdy z Synoptyków podaje mniej więcej to samo na jego temat, czyli nazywa Szymona po imieniu oraz stwierdza, że był z Cyreny. Marek dodaje do tego jeszcze dwa dość istotne szczegóły, które tylko jemu są znane. Mateusz i Marek wprost stwierdzają, że eskorta wojskowa towarzysząca Chrystusowi podczas Drogi krzyżowej przymusiła Szymona do pomocy Jezusowi; Łukasz wprawdzie bezpośrednio o przymusie nie wspomina, ale można to wywnioskować z użytych przez niego słów: Zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny i włożyli na niego krzyż.

Ewangeliczna relacja na temat Szymona z Cyreny – podana przez św. Marka – wymaga dwóch wyjaśnień. Najpierw Marek w swojej relacji podaje wzmiankę o synach Szymona z Cyreny (Aleksandrze i Rufusie), następnie zaś stwierdza, że Szymon wracał z pola, gdy został przymuszony do pomocy Jezusowi. Na tej podstawie ogromna większość biblistów stwierdza, że nasz bohater był rolnikiem, mieszkańcem Jerozolimy i po skończonej pracy na swoim polu wracał do domu, gdy został wplątany w historię Jezusa z Nazaretu, w jej kulminacyjnym momencie. Większość biblistów nie zatrzymuje się przy tym nad faktem, tym mianowicie, że Szymon był człowiekiem z Cyreny (w języku greckim Kyrenaios jak wprost stwierdza Mt 27, 32). Cyrena zaś to miasto położone na zachód od delty Nilu na terenie dzisiejszej Libii, gdzie znajdowała się liczna diaspora żydowska. Jak to zatem możliwe, by mieszkaniec Cyreny miał pole w Jerozolimie na którym pracował?

Wszyscy bibliści zgodnie stwierdzają, że na święto Paschy do Jerozolimy przybywali Żydzi nie tylko z Palestyny ale i z całej diaspory. Takim Żydem z diaspory był więc Szymon z Cyreny. O jakie zatem pole chodzi Markowi Ewangeliście? Giuseppe Ricciotti w Życiu Jezusa Chrystusa – powołując się na Józefa Flawiusza – stwierdza, że w roku 65 naszej ery w świątyni jerozolimskiej na ofiarę paschalną złożono 255.600 jagniąt; po 1 jagnięciu od rodziny lub grupy osób obchodzących święto (całe jagnię – z godnie z Torą – należało spożyć podczas wieczerzy paschalnej, gdyż nic z niego nie mogło pozostać na dzień następny, stąd do udziału w wieczerzy paschalnej potrzeba było kilku osób). Jeżeli licząc skromnie stwierdzimy, że taka rodzina lub grupa liczyła ok. 4 – 6 osób, to łatwo stwierdzić, że podczas Paschy w Jerozolimie przebywało nawet do 1.500.000 osób (mieszkańcy oraz pielgrzymi); wielu z nich było pielgrzymami z innych części Ziemi Świętej oraz z diaspory. Tak wielkiej liczby ludzi święte miasto nie było wstanie przyjąć pod swoje dachy dlatego wokół Jerozolimy powstawało na święta pole namiotowe. Szymon z Cyreny szedł więc do miasta z pola namiotowego nie zaś uprawnego i wtedy został przymuszony do pomocy Jezusowi. Tak tę kwestię w wykładach, których słuchałem jako kleryk 34 lata temu, wyjaśniał ks. prof. Janusz Czerski.

Następnie także Marek (i tylko on) wspomina, że Szymon z Cyreny był ojcem Aleksandra i Rufusa. Po co ta w zmianka? Otóż Rufus pojawia się jeszcze raz w Nowym Testamencie – w liście Św. Pawła do Rzymian (Rz 16, 13) – jako mieszkaniec Wiecznego Miasta i ważna osobistość wśród tamtejszych chrześcijan, skoro Apostoł Narodów imiennie śle mu pozdrowienie w swoim liście, zaś jego matkę nazywa także swoją matką. Egzegeci są zdania, że ów Rufus z chrześcijańskiej gminy rzymskiej jest synem Szymona z Cyreny. Wydaje się, że Marek Ewangelista mógł go osobiście znać. Św. Piotr bowiem pisząc na krótko przed swoją śmiercią (64/67 rok naszej ery) pierwszy list właśnie z Rzymu stwierdził, że Marek mu tam towarzyszy (1P 5, 13). To przy okazji tego pobytu Marek mógł poznać Rufusa i stąd pisząc kilka lat później swoją Ewangelię o Jezusie Chrystusie Synu Bożym wspomniał w niej i Szymona z Cyreny i jego synów, znanych rzymskim chrześcijanom osobiście. Mateusz i Łukasz pisząc kilka czy kilkanaście lat później swoje Ewangelie informację o Szymonie z Cyreny zaczerpnęli najprawdopodobniej od Marka.

Siostry i Bracia! Nikt nie lubi być do niczego zmuszany, każdy broni swojej wolności i niezależności – ja także. Wydaje się jednak, że czasami przymus może mieć zbawienny charakter. Ponieważ Szymon z Cyreny został przymuszony do pomocy Jezusowi Chrystusowi i niósł na swoich ramionach Krzyż Zbawienia – nie tylko wszedł do ludzkiej i kościelnej historii jako postać, którą zna cały świat, ale też sam się uświęcił – bo przecież w Kościele nazywany jest świętym. Ten fakt pozwala sądzić, że pomagając Jezusowi uwierzył w Niego i został chrześcijaninem. Wiara Szymona z Cyreny, wyrastająca z dźwigania Krzyża Zbawienia, zaowocowała także wiarą u jego synów Aleksandra i Rufusa, skoro tego drugiego spotykamy w Rzymie jako członka tamtejszej wspólnoty uczniów Chrystusa.

Przymuszony do dźwigania Krzyża Zbawienia Szymon z Cyreny stał się pierwszym człowiekiem, które w dziele zbawienia Jezusa Chrystusa ma swój udział. Jeśli my nasze krzyże życia codziennego łączyć będziemy z tym wyjątkowym Krzyżem, który Szymon z Cyreny pomagał nieść Jezusowi Chrystusowi, może i my będziemy mieli swój skromny udział w dziele zbawienia.

Świętej pamięci o. prof. Bronisław Wenanty Zubert OFM bardzo częsty mówił do mnie, gdy coś krytykowałem lub przeciw czemuś się buntowałem jako student Prawa Kanonicznego na KUL-u: Józek, bądź Szymonem z Cyreny, daj się przymusić; zobaczysz, że wyjdzie ci to na dobre! Muszę to przyznać szczerze: O. prof. Zubert OFM zawsze miał rację. Może w obecnych, trudnych czasach warto się dać przymusić. Do czego? Do zachowania przepisów prawa państwowego i prawa stanowionego przez Biskupów, które mają zmniejszyć ryzyko rozprzestrzeniania się epidemii i w konsekwencji także naszego zarażenia. Przecież te ograniczenia, które są dla nas tak trudne do zaakceptowania nie mają na celu naszej krzywdy, wręcz przeciwnie, nasze dobro. Bądźmy w obecnych czasach jak Szymon z Cyreny: tak jak on dał się przymusić do dźwigania Krzyża Zbawienia, tak i my dajmy się przymusić do przyjęcia nałożonych na nas wszystkich ograniczeń. Niech nasz wysiłek ukierunkowany będzie na to, jak wypełnić zarządzenia, które traktujemy jako przymus – nie jak je ominąć ryzykując własnym oraz innych osób zdrowiem a nawet życiem. Aktualnie w Kościele nie brakuje buntowników, którzy nie chcą naśladować Chrystusa posłusznego Ojcu niebieskiemu, aż do śmierci na Krzyżu Zbawienia; brakuje natomiast Szymonów z Cyreny gotowych do uległości przecież ze względu na dobro wszystkich.

RZYMSKI SETNIK

Św. Ambroży, od którego rozpoczęliśmy to ostatnie kazanie pasyjne, przywodzi mi na myśl nie tylko Szymona z Cyreny, ale także rzymskiego oficera noszącego stopień setnika czyli centuriona. Można zapytać, którego setnika, bo przecież w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich znajdziemy ich przynajmniej trzech. Chodzi o bezimiennego setnika, którego obecność pod Krzyżem Zbawienia stwierdza Marek Ewangelista w następujących słowach: A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw Niego, widząc, że w ten sposób wyzionął ducha, rzekł: Istotnie ten człowiek był Synem Bożym (Mk 15, 38 – 39).

Setnik był niższym oficerem w legionach, który dowodził oddziałem złożonym z 60 – 100 żołnierzy. Współcześnie przysługiwałby mu więc stopień kapitana. Ten bezimienny setnik z Markowej Ewangelii został najprawdopodobniej wyznaczony – być może osobiście – przez Poncjusza Piłata do asysty zabezpieczającej wykonanie egzekucji na Jezusie Chrystusie. Nie wiemy czy podczas drogi krzyżowej zaczęła się jego droga nawrócenia. Wiemy, że po ukrzyżowaniu Jezusa – bo tak napisał o tym Marek – stał naprzeciw Jezusa i był świadkiem Jego agonii. Baczna obserwacja Jezusa Nazarejczyka Króla Żydowskiego, to wszystko co działo się z Ukrzyżowanym, sposób w jaki oddał ducha w ręce swego Ojca zdecydowały, że dokonała się w setniku przemiana, która zaowocowała wyznaniem: Istotnie ten człowiek był Synem Bożym.

Ten rzymski oficer tylko jeden raz pojawia się w Ewangeliach i niknie w mrokach historii. Pojawia się jednak w apokryfach i wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich, niemieckiej mistyczki z XVIII wieku. Co możemy o tymże setniku powiedzieć na tej podstawie.

Ów żołnierz miał na imię Kassius i był zaufanym oficerem Piłata. Swoją wojskową służbę zawsze pełnił bardzo gorliwie. Miał jednak słaby wzrok, co narażało go na kpiny podwładnych – był bowiem zezowaty. Widząc śmierć Jezusa wziął do ręki krótką, składaną, podręczną włócznię legionisty (zwaną longinus); rozciągnął ją a następnie nałożył na nią grot; konno podjechał do martwego Zbawiciela i ową włócznią uderzył w Jego prawy bok przebijając martwe serce. Gdy wyciągnął włócznię z boku trysnęła krew i woda, które zalały mu twarz. Kassius doznał niezwykłej łaski: został zupełnie uzdrowiony ze swojej dolegliwości. To właśnie z tego powodu zeskoczył z konia, upadł na kolana i bijąc się mocno w piersi wyznał głośno wobec wszystkich tam obecnych bóstwo Jezusa i oddał mu cześć.

Kassius był nie tylko świadkiem śmierci Jezusa, ale także świadkiem Jego zmartwychwstania. To on doglądał niewielkiego oddziału, który trzymał straż przy grobie, w którym złożono zmarłego Pana. W niedzielny poranek dczuł wstrząs ziemi, zobaczył Anioła odwalającego kamień z grobowej pieczary, ujrzał światło wychodzące z grobu, wszedł do środka i jako pierwszy dotknął pustych całunów pogrzebowych. Jako świadek śmierci i zmartwychwstania Jezusa, Kassius pobiegł do Piłata, aby mu o wszystkim opowiedzieć. Piłat, choć zadrżał ze strachu, zbeształ żołnierza i nakazał mu milczenie, za które arcykapłani zapłacili sowicie.

Kassius jednak wiedział co zobaczył uleczonymi oczami. Nie chciał i nie mógł o tym milczeć. Nawrócił się i przyjął chrzest zmieniając zarazem imię na Longinus. Longinus to greckie określenie małej, podręcznej, składanej rzymskiej włóczni, jaką Kassius przebił bok Zbawiciela. Kassius/Longinus porzucił wojsko. Wrócił w rodzinne strony i wszystkim opowiadał o Jezusie z Nazaretu, który umarł na krzyżu, zaś trzeciego dnia powstał z martwych. Zginął śmiercią męczeńską oskarżony o samowolne porzucenie służby wojskowej – t.j. dezercję – z powodu Chrystusa, w którego uwierzył odrzucając zarazem kult cesarza jako boga. Relikwie Kassiusa/Longinusa znajdują się w Rzymie, w kościele św. Augustyna.

Tak jak Kassius/Longinus przyjął chrzest i poświęcił resztę swojego życia głoszeniu Chrystusa, tak i Ambroży po chrzcie został gorliwym katolikiem potem zaś biskupem, który całe życie i wszystkie siły poświęcił głoszeniu Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał trzeciego dnia. To powinno być też sensem naszego życia – o ile wierzymy!

ZAKOŃCZENIE

Siostry i Bracia, sześć tygodni temu, gdy docierały do nas przerażające wieści o nowej chorobie COVID-19 nie spodziewaliśmy, że obecny Wielki Post przybierze taki kształt. To dla nas wszystkich bardzo trudne i bolesne doświadczenie, jednak Drodze Krzyżowej Pana Jezusa i Jego zbawczej męce – patrząc z tej perspektywy – nadaje nowy sens. Jaki? Mękę Pana Jezusa, a więc wszystko to, co przyniosło nam zbawienie i odkupienie, powinniśmy przeżywać inaczej – stawiając sobie istotne pytania: 1/ jakie jest moje posłuszeństwo Jezusowi Chrystusowi, w tej dramatycznej sytuacji; 2/ jaka jest moja gotowość zrezygnowania ze swoich własnych pragnień, z tego co moje skoro Chrystus przez swoje posłuszeństwo Ojcu posunięte aż po krzyż zbawił świat i odkupił człowieka? 3/ czy potrafię w obecnej codzienności naśladować Jezusa posłusznego Ojcu, który w Getsemani modlił się: Ojcze, nie moja ale TWOJA wola niech się stanie?

W ciągu tego Wielkiego Postu przywoływałem postacie: Noego, Abrahama, Mojżesza, Judasza, św. Piotra, Piłata, Najświętszej Maryi Panny, św. Szymona z Cyreny, Kassiusa/Longinusa ale też Woltera, Jana Chrzciciela Gobela, św. Tomasza Morusa i św. Ambrożego. Można też przywołać inne postacie związane z męką Pana Jezusa, jak choćby: św. Weronikę, Płaczące Niewiasty, Marię Magdalenę, Kajfasza, Dobrego Łotra czy bezimienny Tłum. Ważne w tym wszystkim jest to, byś Ty Siostro i Bracie umiała/umiał określić swoje miejsce w Męce Pana Jezusa. Zastanów się więc w nadchodzącym Wielkim Tygodniu, Triduum Paschalnym i w Oktawie Wielkiej Nocy do kogo, z tych licznych osób JESTEŚ podobna/podobny, a to wszystko po to, aby sobie uświadomić, że Twoje dzisiejsze życie i postępowanie ma wpływ na wszystko to, co wydarzyło się ponad 2.000 lat temu w Jerozolimie. Amen.

Kategorie: Aktualności